„Moraczewszczyzna”

„Moraczewszczyzna”

Kapitan-premier nie od razu okazał się takim zawziętym fakcjantem jakim zasłynie po latach 20 wśród walk prowadzonych na prawo i lewo. Gorący Polak i demokrata, pojętny samouk w polityce, przystosowywał się do ubóstwianego komendanta, ale też słuchał rad liderów organizacji A. Jego paromiesięczne rządy utkwiły w pamięci prawicy jako „moraczewszczyzna” (analogia do „kiereńszczyzny” w Rosji), bo były zabarwione czerwono i miały radykalizować społeczeństwo. Piłsudski był oczywiście duszą rządu. Ale co tkwiło w tej duszy osobistej: socjalizm czy demokracja? Już w gruncie ani jedno, ani drugie. Komendant w Magdeburgu ochłonął do reszty z zapałów towarzysza, rozpalił się do sławy, władzy, wodzostwa. Skoro żywioły najdojrzalsze zastał w kraju (poza aktywistami) pod supremacją Dmowskiego postanowił iść do władzy ręka w rękę z lewicą. Dlatego z jego firmą lub jego ministrów podpisem wychodziły tymczasowe dekrety o ochronie pracy, o minimalnej płacy, o wolności prasy, o ośmiogodzinnym dniu roboczym, o ochronie lokatorów, co wszystko, choć tymczasowe i trochę doktrynerskie, nie wybiegało za szranki postępu i demokracji w guście europejskim. Wschód oddziaływał na skupienia robotnicze korzystające z powojennych – biedy i bezładu i na podłożu tych stosunków rozpoczęła działalność przewrotową Komunistyczna Partia Polski zlepiona z dawnych esdeków, lewicy PPS i bundowców. Dochodziło do demonstracji proletariatu, które towarzysz-minister musiał rozpędzać siłą wojskową. Prawicy te represje nie wystarczały, gdy w kraju używały sobie milicja ludowa, w miastach mnożyły się strajki, a na urzędach starościńskich Thugutt osadzał osobistości, o których sam bez wstydu nie mógł mówić. Liczono zresztą na wybory – że te ujawnią prawdziwe oblicze narodu. Moraczewski znalazł po Świeżyńskim gotową ordynację wyborczą, arcydemokratyczną (równość, tajność, proporcjonalność etc.), ułożoną przez Biuro Prac Społecznych (Chrzanowski, Wakar, Niedziałkowski) – i na tej podstawie rozpisał wybory do sejmu ustawodawczego na 26 stycznia [1919 r.].

Czy należało koniecznie przed założeniem fundamentów domu ojczystego rozpętywać walki wyborcze? Niektórzy narodowcy, zwłaszcza w zaborze pruskim, domagali się zwołania najpierw Rady Narodowej z przedstawicieli różnych stronnictw, a wybory powszechne radzili odłożyć do czasu ustalenia granic państwa. Skoro jednak Daszyński żądał z góry od takiej Rady przyjęcia programu socjalistycznego, a ludowcy żądali dla siebie większości miejsc, rokowania o Radę prysły. Młode państwo miało zacząć od demagogii, aby stopniowo dopiero uczyć się demokracji. Prawica i centrum mogły do 26 stycznia czekać cierpliwie, ale na terenie międzynarodowym nie cierpiała zwłoki sprawa ustosunkowania Polski do zwycięskich mocarstw.