Radziecki ciężki czołg KV-2 (KW-2)
„… Po ziemi rozległo się głuche dudnienie, a na obrzeżach wioski Sitna pojawiły się ogromne pojazdy opancerzone o niezwykłym jasnożółtym kolorze. Mrugając języczkami strzałów, powoli toczyły się w naszym kierunku.
Rheinmetall! – domyśliłem się, przypominając sobie sylwetki niemieckiego czołgu w szkolnym albumie. „Ciężki, działo siedemdziesiąt pięć, prosty strzał osiemset, pancerz czterdzieści…”
Tak, 45-mm armata naszego BT raczej nie przebije przedniego pancerza takiego czołgu … Ale nie było gdzie się wycofać.
– Przygotuj się! Ogień! – rzuciłem do mechanika i przylgnąłem do celownika. Mając nadzieję, że uda mi się je wyprzedzić, położyłem celownik na żebrowej wieży i wcisnąłem pedał zjazdu.
Słychać grzmot wystrzału. Zamiast wieży na oczach wzroku wiruje chmura dymu.
„Co za obsesja? Gdzie jest czołg? – Myślę. – A dlaczego pedał jest taki ciasny? Patrzę na swoje stopy – o horror! Pod pedałem spustu utknęła łuska. Więc to nie ja strzelałem? ”
Wyglądam przez właz. W miejscu, w którym stał niemiecki czołg, dymiła czarna plama, a wokół leżą zniekształcone pancerze, a za ogromną wieżą naszego KW pewnie skręca w prawo. Tutaj okazuje się, kto strzelił!
W międzyczasie KV był zajęty innym pojazdem wroga. Strzał, eksplozja – odlatuje kolejna wieża, ciało się zsuwa. Zza grani słychać strzał. Pancerz śmiałka rozpryskuje snop iskier, a pocisk rykoszetuje nad naszymi głowami. W odpowiedzi wystrzał KV – i inny ciężki niemiecki czołg zachwiał się, przykucnął i wydawał się chrząkać ze zdziwienia … ”
W ten sposób Bohater Związku Radzieckiego G.Penezhko wspominał swoje pierwsze spotkanie z ciężkim radzieckim czołgiem KV-2.
W czasie wojny niewielu wiedziało o tym samochodzie. Sława przyszła do opancerzonego bohatera z ogromną wieżą i potężnym karabinem krótkolufowym znacznie później, gdy na wystawie widzieli go liczni goście Centralnego Muzeum Sił Zbrojnych ZSRR.
Potrzeba takich czołgów pojawiła się już pod koniec lat 30. To właśnie wtedy bitwy na Linii Mannerheima podczas konfliktu radziecko-fińskiego ujawniły ograniczoną zdolność naszego sprzętu czołgowego do przebijania się przez długotrwałe konstrukcje obronne z żelbetowymi stanowiskami ogniowymi i nadolbami. Z jednej strony 45-mm działa czołgów T-26 i BT nie mogły, zgodnie z ich danymi balistycznymi, stłumić osłoniętych punktów ostrzału. Z drugiej strony kuloodporny pancerz nie pozwalał tym pojazdom zbliżyć się do strzelnic na odległość, zapewniając niezawodne uszkodzenia od ognia. Nawet 76-mm działo nowego eksperymentalnego czołgu KV-1 nie rozwiązało w pełni tego problemu. Niemożliwe było również skierowanie działek polowych dużego kalibru do bezpośredniego ognia – przeszkadzały warunki terenowe i wpływ ognia wroga według nieskrywanych obliczeń.
Szukali wyjścia w tworzeniu instalacji samobieżnych, ubranych w zbroje, z działami kalibru 152, 130, 210, 230 mm. W ramach programu „Big Triplex” radzieccy konstruktorzy opracowali szereg pojazdów eksperymentalnych, zarówno na bazie istniejących ciężkich czołgów T-35, jak z niezależnym podwoziem, które otrzymały ogólną nazwę „samobieżne instalacje artyleryjskie”. Takie były SU-14Br-2 i SU-100Y („Igrek”). Pierwsza była wyposażona w haubicę 152 mm. Drugi był uzbrojony w armatę 130 mm. Jednak prototypy okazały się nieporęczne, mało manewrowalne i, co najważniejsze, nie wytrzymały na ogień artyleryjski przeciwpancerny. Wszystko to utrudniało efektywne wykorzystanie ich siły ognia. Niespodziewane rozwiązanie zaproponował główny twórca czołgu przeciwpancernego KV-1 Nikołaj Leonidowicz Duchow. Zobowiązał się zainstalować 152-mm haubicę na swoim czołgu ciężkim, który już wykazał się niewrażliwością na pociski przeciwpancerne w operacjach bojowych przeciwko wojskom Finlandii.
To nigdy wcześniej się nie wydarzyło! Kaliber 76 mm był uważany za najlepszy dla czołgów – było to działo F-32, które zostało zainstalowane na KV-1. Było wiele wątpliwości: czy samochód przewróci się po wystrzale, czy podwozie i skrzynia biegów wytrzymają duże obciążenie, czy wieża spadnie?
Mimo to zdecydowali się zrobić nowy czołg. Podstawa, czołg KV-1, została już przetestowana. Szerokie gąsienice spoczywały na sześciu stalowych rolkach gąsienic i trzech rolkach podtrzymujących. Koła napędowe, czyli jak je wówczas nazywano, „gwiazdy” znajdowały się na rufie, gdzie znajdował się przedział silnika i skrzyni biegów. Zawieszenie drążka skrętnego i planetarne mechanizmy wahadłowe okazały się niezawodne i niewrażliwe.
Nowy, szybkoobrotowy silnik wysokoprężny V-2K o o mocy 600 KM przy 2000 obr/min. wg. projektu Trashutina wyróżniał się zwiększoną niezawodnością. Pancerz, który osiągnął 75 mm w przedniej części kadłuba, nie został przebity przez pociski przeciwpancerne z jakiejkolwiek odległości. Aby zamontować 152-mm działo ML-20S w czołgu, konieczne było wykonanie wysokiej wieży, która zwiększyła przedni wyrzut pojazdu i nieznacznie zmniejszyła prędkość – nie główną jakość. Jego zadaniem jest wzmacnianie siły ognia czołgów głównego typu w bitwie.
Załoga KV-2 składała się z 6 osób. W dziale dowodzenia znajdował się dowódca, kierowca-mechanik i radiooperator-strzelec maszynowy z karabinem maszynowym DT. Specyfiką usługi ML-20S była oprócz działonowego i ładowniczego również zamek (ponieważ zamek był typu tłokowego, nie otwierał się ani nie zamykał automatycznie).
Pierwsze testy w fabrycznej desce rozdzielczej rozwiały wszelkie wątpliwości: wytrzymałość konstrukcji była wystarczająca. Zaczęto przygotowywać dwa eksperymentalne czołgi KV-2 do wysyłki na front.