Kalendarze w latach niewoli

Kalendarze w latach niewoli

Ogromna, bardzo już zróżnicowana produkcja kalendarzowa nie została zahamowana przez zaborców. Nadal ukazywały się kalendarze mające tradycję. Zaczęły wychodzić również nowe. Szczególnie rozwinęły się kalendarze gospodarskie, a w Galicji i zaborze rosyjskim pierwszych lat XIX w. wychodziły nawet kalendarze polityczne. Oczywiście inny miały teraz charakter. Zawierały raczej spisy władz i urzędów, opisy miast i wsi, wykazy jarmarków i urzędowych taryf itp.

Modne były zwłaszcza — począwszy od lat trzydziestych — kalendarzyki poetyckie, wzorowane na francuskim „Kalendarzyku muz” (pierwszy taki ukazał się we Francji już w 1765 r.). Nosiły one takie tytuły: „Melitele”, „Znicz”, „Biruta”, „Niezapominajki”, „Niezabudka”, „Pierwiosnek” itp. Ten ostatni ukazywał się w latach 1838—1843 w Warszawie i przeznaczony był dla dam.

Wychodziło też sporo kalendarzy religijnych, wydawanych przez różne zgromadzenia zakonne i instytucje kościelne — dewocyjnych i zachowawczych w treści. Po uwłaszczeniu zaś chłopów — w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych — „kalendarze dla ludu”, wydawane przez różne klerykalno-ziemiańskie grupy i ośrodki. Ale zdarzały się i kalendarze autentycznie ludowe. Takim niewątpliwie był „Kalendarz katolicki dla ludu górnośląskiego” (wychodzący od 1846 r. w Bytomiu i Królewskiej Hucie) czy „Kalendarz dla ludu polskiego” (wydawany przez „Gazetę Rolniczą” w Warszawie). Miały one ogromne znaczenie dla wsi, będąc często jedynymi drukami, z jakimi stykał się polski chłop. Ogromnie ważną rolę spełniały w zaborze pruskim, zwłaszcza na Śląsku, gdzie zaczęło budzić się życie narodowe.

Odrodziły się też tradycje dawnych kalendarzy — zamojskich, sandomierskich, kaliskich i królewieckich. W Królewcu wychodził nadal (od 1767) „Kalendarz prusko-polski”, w Kaliszu — „Kalendarz polski, ruski i gospodarski”, w Stanisławowie — „Kalendarz powszechny, domowy i gospodarski” itp. Ukazywały się też kalendarze ponadregionalne, m.in. „Gdański kalendarz Wiarusów Prus Zachodnich, W. Księstwa Poznańskiego i Śląska” oraz „Kalendarz wielkopolski dla Śląska”.

Od 1830 r. zaczęły ukazywać się w Krakowie kalendarze Józefa Czecha, od 1852 zaś — nakładem Juliusza Wildta — „Kalendarz powszechny”. Ten ostatni, w myśl zapowiedzi wydawcy, „będąc książką podręczną”, przynosił z sobą do domu „naukę i zabawę, gospodarzom i gospodyniom rady, obywatelom rozporządzenia i taryfy rządowe, handlującym spis jarmarków i ogłoszenia, zaś wiadomości religijne i geograficzne, zdania moralne i wiadomości z dziedziny umiejętności, przemysłu i sztuki dla wszystkich”. Redaktorem tego kalendarza był m.in. Władysław Anczyc.

Od 1846 r. wielkim powodzeniem cieszył się „Kalendarz Warszawski Popularno-Naukowy” Józefa Ungera (ukazujący się później pod nazwą „Kalendarza ilustrowanego”), natomiast od 1863 — „Kalendarz Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności” (jego redaktorem był przez pewien czas m.in. Józef I. Kraszewski).

Pojawiły się też kalendarze rolnicze, dla rzemieślników, kupców i myśliwych, dla dam i niewiast, gospodarskie i domowe, dla ludu polskiego i katolickiego, dla wszystkich stanów, a także dla organistów i Polek. Wydawały je zarówno instytucje kościelne, jak gazety i stowarzyszenia. Służyły określonym celom społecznym i religijnym, ale i krzewieniu wiedzy, podnoszeniu oświaty, kultury i świadomości narodowej. Zdarzały się jednak i kalendarze pełne obskuranckich rad, niemal żywcem przejmowanych z dawnych wieków. Nie był od nich wolny nawet „Kalendarz powszechny” Wildta, uchodzący przecież za dobry, czy (zresztą tylko pozornie demokratyczny) „Ilustrowany powszechny kalendarz dla wszystkich stanów” (też notabene krakowski).

Bywały także i inne, np. „Wesoły drużba” (wydawany w Pleszewie), „Skarb domowy” (w Mikołowie) czy „Pociecha starości” (we Wrocławiu). Bądź takie, jak warszawski „Kalendarz humorystyczny ilustrowany”, „Kalendarz humorystyczny Muchy dla porządnych ludzi”, lwowski „Humorystyczny kalendarz Śmigusa” czy wydawany w Opolu „Kopciuszek Śląski”. Sporym zainteresowaniem cieszyły się też kalendarze Lucyny Ćwiercziakiewiczowej (tak, tej od słynnych przepisów kulinarnych) i „Kolęda dla gospodyń” (wydawany od 1875 w Warszawie). Wreszcie — liczne kalendarze wydawane przez popularne gazety i tygodniki, np. przez „Katolika”, „Nowiny Raciborskie”, „Gońca Wielkopolskiego”, „Chatę” itp. Jednak rekordy biły kalendarzyki warszawskie (wydawane w latach 1880—1909), jak… „Facet”, „Facetka”, „Córy Ewy”, „Pst-Pst”, „Kukuryku”, „Reduta”, „Tramwaj” czy „Vivat”.

Ukazywały się też kalendarze ścienne. Począwszy od 1849 r. wydawał je m.in. krakowski „Czas”, a następnie warszawska firma M. Fajansa. Cieszyły się wielką popularnością we wszystkich zaborach. Niektóre z nich wyróżniały się nawet estetyką wykonania. Nic zresztą dziwnego, bowiem ilustrowane były przez takich mistrzów, jak Franciszek Kostrzewski, Józef Chełmoński, Juliusz Kossak czy Michał Andriolli. Ukazywały się również — wzorem angielskim — kalendarze ścienne dużego formatu, składające się z 12 kart zdobionych litografiami. Modne obecnie kalendarze — reklamy różnych firm mają więc stary rodowód.

W końcu XIX w. pojawiły się w sprzedaży również kalendarze robotnicze, wydawane przez redakcje czasopism związanych z ruchem robotniczym, jak np. lwowskiego „Robotnika” (od 1892 r.) czy katowicką „Gazetę Robotniczą” (od 1902). Ten rodzaj kalendarzy upowszechnił się jednak dopiero w latach międzywojennych naszego stulecia.