KONSTANTY ILDEFONS GAŁCZYŃSKI

KONSTANTY ILDEFONS GAŁCZYŃSKI

Poeta urodził się w Warszawie w 1905 roku, gdzie też studiował na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutował w prasie w 1923 roku – w latach debiutu był związany z grupą poetycką Kwadryga. W okresie międzywojennym dużo publikował, współpracował z licznymi redakcjami, pracował również w konsulacie polskim w Berlinie, związał się z nacjonalistycznym tygodnikiem Prosto z mostu. Walczył w kampanii wrześniowej, do 1945 roku pozostawał internowany w niemieckim obozie dla jeńców wojennych.

W 1946 roku pisarz wrócił do kraju, mieszkał kolejno w Krakowie, Szczecinie, Warszawie, Aninie. Zmarł w 1953 roku. Gałczyński debiutował groteskową, fantastyczną powieścią Porfirion Osiełek, czyli Klub Świętokradców (1929), jeszcze przed wojną ogłosił Utwory poetyckie. Po wojnie wydał między innymi następujące tomy: Wiersze (1946), Zaczarowana dorożka (1948), Ślubne obrączki (1949), poematy Niobe (1951) oraz Wit Stwosz (1952).

W dwudziestoleciu międzywojennym Gałczyński dał się poznać jako poeta bardzo wszechstronny. Pisał subtelne liryki oraz satyry i parodie, tworzył poetyckie miniatury, podejmował też rozliczne eksperymenty twórcze. To właśnie z tego okresu pochodzą słynne Skumbrie w tomacie, gdzie treści, których nie można przełożyć na język dyskursywny, docierają do czytelników za sprawą samego rytmu.

Najpiękniejsze, najlepsze wiersze Gałczyńskiego z okresu międzywojennego zostały poświęcone sprawom prostym, codziennym, uczuciom dobrze znanym każdemu człowiekowi. Często w owych utworach pojawia się postać Natalii (z Natalią Awałow, liryczną bohaterką większości jego wierszy, erotyków Gałczyński ożenił się w 1930 roku), żony poety, która jest niezmiennie przedstawiana bardzo ciepło, z ogromną miłością – podobnie jak córka poety, Kira. Codzienne radości i smutki bywają w tych wierszach przesłonięte jakby mgłą tajemnicy, nieco udziwnione, prozaiczna realność staje się za sprawą tego zabiegu egzotyczną krainą. Pięknym przykładem tej tendencji jest choćby fraszka O naszym gospodarstwie-.

O, zielony Konstanty, o, srebrna Natalio!
Cała wasza wieczerza dzbanuszek z konwalią;
wokół dzbanuszka skrzacik chodzi z halabardą,
broda siwa, lecz dobrze splamiona musztardą,
widać, podjadł, a wyście przejedli i fanty
o, Natalio zielona, o, srebrny Konstanty!

Przed wojną Gałczyński był odległy od wszelkich radykalnych nurtów społecznych, od zdecydowanej krytyki tamtego społeczeństwa. Na pewno nie była to poezja buntu, sprzeciwu wobec otaczającego świata. Podmiot liryczny ówczesnych wierszy Gałczyńskiego żył poniekąd obok społeczeństwa, ignorował mechanizmy życia zbiorowego, uznawane systemy wartości, przyjmował pozę cygana i dekadenta. Dobrze czuł się w roli wesołka (stylizowanej na postaci z plebejskiej literatury sprzed wielu wieków), który od innych wymaga jedynie tolerancji dla swego istnienia, a cechy (także pozytywne) przypisywane mieszczaństwu są mu obojętne, nawet głęboko obce. Poetę fascynował świat ludowych zabaw, przedmieść, jarmarków, ludowej kultury popularnej będącej zaprzeczeniem inteligenckiej elitarności. Przyjmował postawę nieufności wobec wszystkich przejawów zakłamanego świata polityki, wielkich ideałów. Prawdziwa była tylko poezja, w niej można było znaleźć schronienie. To specyficznie postrzegane drobnomieszczaństwo, lumpenproletariat ocalał – zdaniem poety – autentyczność, inteligencja zaś była oportunistyczna, zakłamana. Nieraz bardzo ostre oceny inteligencji, tej grupie społecznej zostało poświęconych wiele satyrycznych wierszy autora Śmierci inteligenta, pojawiały się systematycznie w pisarstwie Gałczyńskiego, także po wojnie.

Niechęć do teoretycznych konstrukcji, oderwania od rzeczywistości powracała w całej twórczości Gałczyńskiego – również powojennej. Odpowiedzią na słowa ideologów, dogmatyków był dla poety wybór bezpańskiej drogi w zielony świat. W królestwo poetów i szarlatanów. Gałczyński, uprawiający różne modele poezji, podczas wojny napisał również kilka utworów patriotycznych, nostalgicznych, które powszechnie znano, czytano. Przykładem niech będzie głośna Pieśń o żołnierzach z Westerplatte.

W latach powojennych pisarstwo Gałczyńskiego zdecydowanie jeszcze bardziej zbliżyło się do codzienności, poeta jakby na bieżąco komentował otaczającą go rzeczywistość, bywał jej ostrym krytykiem. Tworzył groteskowe ujęcia, których doskonałym przykładem stał się teatrzyk Zielona gęś: liryczny i komiczny, satyryczny i dydaktyczny, groteskowy, początkowo oburzający wielu czytelników zaskoczonych właściwym Gałczyńskiemu sposobem widzenia rzeczywistości. Widzenia nie mieszczącego się w ramach realizmu socjalistycznego – stąd liczne ataki na poetę, np. ze strony Adama Ważyka. W końcu, w latach pięćdziesiątych, Gałczyński uległ presji polityki kulturalnej, napisał sporo utworów odpowiadających ówczesnemu modelowi poezji zaangażowanej – są to teksty o nieporównywalnie mniejszych walorach niż wcześniejszy dorobek pisarza.

Gałczyński nigdy nie traktował swej twórczości jako posłannictwa, chciał by uważano go za świetnego rzemieślnika, który nawet ze skrajnie wyeksploatowanych przez pokolenia liryków obrazów umie zbudować dobry wiersz. Ta poezja wyrastała z rzeczywistości, ale i zbliżała się do nadrealizmu, sennych majaków, gry skojarzeń świadczącej o ogromnej wyobraźni poety. K. I. Gałczyński, tylko początkowo wzorując się na poetach grupy Skamander, stworzył oryginalny, własny model liryki, który doskonale współbrzmiał z budowanym przez pisarza wizerunkiem poety–cygana. Był to poeta zarówno bezpośrednio odwołujący się do realności, drwiący z niej, lubiący groteskę, absurdalny żart, jak i tworzący liryki przedstawiające proste wzruszenia, nastroje, życie rodzinne, od których znów bez trudu przechodził do groteski, drwiny, ujęć fantastycznych. Pisał piękne erotyki, w których nie odnajdziemy nawet śladu jego sceptyczno-ironicznego tonu, nieufności wobec świata. Takim wierszem jest na przykład Prośba o wyspy szczęśliwe:

A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.

Respektująca tradycję, świetnie wyczuwająca oczekiwania czytelników, odwołująca się do znanych, zrozumiałych motywów i lirycznych rekwizytów poezja Gałczyńskiego przez lata cieszyła się ogromną popularnością, także wśród ludzi, którzy z reguły nie sięgali po żadne tomy wierszy. Gałczyński zaproponował własny, indywidualny wzór liryki, także sugestywną kreację poety-cygana.