O awanturach szlacheckich i orężu w nich używanym.
Awantury z udziałem szlachty w epoce nowożytnej były rzeczą na porządku dziennym. Zarówno w kręgach zamożnej szlachty jak i gołoty umiejętność bicia się była wysoko cenioną zaletą. Gdy pan chciał zatrudnić kogoś na służbę, dobrze widziane było jeśli osoba chcąca się nająć do służby, oprócz talentów takich jak np. organizacyjne, była wprawnym szermierzem, na co przykład podaje w swoich pamiętnikach Kitowicz: „[…]zręczność w wykonywaniu rozkazów pańskich i umiejętność robienia dobrze szablą, gdzie tej bądź w interesie pańskim, bądź w swoim zażyć potrzeba było.” Była to jedna z cech charakteryzujących „dobrego sługę” w tamtych czasach. Dobrze widziane było i budziło respekt jeśli szlachcic otaczał się grupą która w razie potrzeby potrafiła dojść swych racji siłą. Umiejętność ta przydawała się także do obrony przed różnego rodzaju napadami.
Powody awantur i chwytania za szable były najróżniejsze, od niemożności dojścia do porozumienia w trakcie obrad na sejmikach, po nieporozumienia w trakcie licznych „pijatyk”. Niezależnie od tego co było przyczyną, skutkiem takich sporów były rany, kalectwo lub nawet śmierć niektórych uczestników: „[…]pozbył się bez nadgrody sukni, szabli, czasem jeszcze do tego ręki, ucha lub kawałka szczęki wyciętej, albo w cale i życia”. Z argumentu siły korzystano często na sejmikach, gdzie różnice w poglądach potrafiły doprowadzić do dochodzenia swych racji szablą i pięściami. Przegrany z reguły salwował się ucieczką (jeśli w ogóle udało mu się wyjść z tej opresji cało). „Ale jeżeli się pryncypał z partyją i pretensyją swoją nie utrzymał, a do tego musiał uciekać z sejmiku, aby nie był rozsiekany[…]”.
Drugim powodem z którego często dobywano szabel na sejmikach była chęć zerwania sejmu przez jednego z uczestników. Aby to zrobić, zainteresowany był zobowiązany podpisać stosowny manifest (oświadczenie, że zrywa sejmik) i zanieść go do kancelarii. Musiał to zrobić niepostrzeżenie lub bardzo szybko, gdyż wraz z chwilą gdy reszta uczestników dowiadywała się o tym, starała się do tego nie dopuścić (najczęściej siłą) o czym pisze Kitowicz: „[…]nieraz zrywającego a nawet i przeczącego większemu zdaniu na szablach rozniosły, chyba że z dobranymi pomocnikami dopadła do kancelaryi, podpisał manifest i nim się za nim z koła sejmikowego drużyna pijana wysypała – zdążyć uciec z miejsca sejmiku.” Według relacji Kitowicza, „A jeżeli kontradycenta doszli, zrąbali lub też na śmierć zabili, nim zaniósł manifest, to pupilla libertatis miana była za zdrową i cała, choć szablami pokrajana albo z okiem ze łba wyciętą.”, to jeśli dopadnięto zrywającego (często ze skutkiem śmiertelnym) zanim zdążył legalnie zerwać sejm (manifest w kancelarii) to wszystko było w jak najlepszym porządku. Ten fragment mówi także coś więcej o podejściu ludzi w tamtejszych czasach do takich awantur. Wydawało im się całkiem naturalne dochodzenie swoich przekonań siłą (nie ważne czy słusznych). Nawet w takiej poważnej kwestii jak sejmik wystarczyło po prostu wyeliminować swojego adwersarza ostrzem szabli. W tym momencie przestały się liczyć jego racje. I wszystko to nie budziło niczyich zastrzeżeń (no chyba że pokonanych) i sejmik dalej odbywał się jak gdyby nigdy nic.
Jednak często do awantury z użyciem oręża nie potrzeba było takich wydarzeń jakimi były sejmiki i różnice zdań u reprezentantów różnych stanowisk politycznych. Były one nieodłączną częścią „pijatyk” tak uwielbianych przez ówczesną szlachtę. Po znacznej ilości alkoholu uczestnicy „pijatyki” często zaczynali bić się ze sobą o jakieś błahostki, „[…]ale też, popiwszy się, sami się między sobą o lada co rąbali.”, godząc się tak szybko jak szybko się pokłócili, jeśli w ogóle pamiętali o co poszło. Oczywiście typowo zawadiacki tryb życia znalazł także swoich amatorów, którzy tylko czekali na okazję do bójki niejednokrotnie samemu ją zaczynając. Dla niektórych była to świetna rozrywka która przeistoczyła się w sposób na życie, często na granicy bandytyzmu. Kitowicz mówi o ludziach takich jak „[…] nocni grassanci, szałapuci, których to zabawą było obciąć kogo, nakarbować gębę gładką jakiemu galantowi albo Niemca jakiego przepędzić przez błoto w białych pończochach.” Takie napady często też miały podtekst rabunkowy na krawędzi rozboju: „[…] szulerowie i szałapuci, którzy mieli upodobanie kiereszować się w kordy po wiechach i szynkowniach, bo kogo pobili, to i obdarli, albo im się opłacił, jeżeli się nie czuł na mocy i serca nie miał.”. Każdy kto „nie pasował” do takiej kompanii mógł się stać potencjalną ofiarą „karbowania gęby”, i często nie chodziło o jakiś ważny powód, wystarczyło po prostu że „[…] nie podobał się mu albo nie mógł wystarczyć zdrowiem pijaństwu, zbili jak leśne jabłko, suknie w płatki na nim podrapali i wypędzili go – jakoby dla słabego zdrowia niegodnego tak dzielnej kompanii.”. Jak już wspominałem wcześniej często zdarzały się także bójki pośród jednej grupy.
Wedle relacji Kitowicza niechybnie awantura czekała towarzystwo grające w kręgle jeśli wśród graczy znalazł się szuler „[…] po przegranej nastąpiła zwada a z tej rąbanina, bez której rzadko się kiedy gra w kręgle, gdzie się wmięszali szulerowie kończyła”. Takie zachowanie udowadnia, że siła pięści i oręża służy przekonywaniu adwersarzy nie tylko w tak ważkich sprawach jak sejmiki gdzie chodziło niejednokrotnie o wpływy polityczne i fortuny, ale także takie błahostki jak wygraną czy przegraną w popularne w tamtych czasach kręgle. Ludzie, nie mogąc dojść do porozumienia dobywali szabel, czy chodziło o sprawę sejmu czy o partię kręgli, co często kończyło się śmiercią, okaleczeniem lub w najlepszym wypadku ranami jednej ze stron.