O zdrowy ustrój Państwa

O zdrowy ustrój Państwa

Przez czas wojny bolszewickiej ani na chwilę nie ustawały prace nad budową domu ojczystego. Projektów konstytucji było na stole kilkanaście, wśród nich najmiarodajniejsze: projekt ankiety, za którym stał Bobrzyński, deklaracja Wojciechowskiego, projekty narodowej demokracji, socjalistów i Wyzwolenia. Te bowiem koncepcje miały za sobą stałe czynniki polityczne w kraju, nie tylko chwilową konstelację parlamentarną (jak np. projekt gabinetu Skulskiego z roku 1919). Problemów zasadniczych było kilka: czy Polska będzie państwem jednolitym narodowym, czy zdecentralizowanym i narodowościowym? Czy władze jej będą zrównoważone i dążenia zespolone w jednym wysiłku, czy też mają się ścierać w walce wewnętrznej? Jak pogodzić silny rząd z silnym sejmem na gruncie odpowiedzialności pierwszego przed drugim? Czy będzie w Polsce praworządność, czy też los obywatela zależeć będzie od walki klas i od widzimisię biurokracji? Jak uzgodnić siłę rządu i zwartość państwa z samorządem krajów, gmin, czynników społecznych? Jak zabezpieczyć prawa obywatelskie i określić obywatelskie obowiązki? Stronnictwa różnie odpowiadały na te pytania, zależnie od swych idei i interesów. Prawica stawiała wyżej dobro narodu i państwa nad interes klasowy i w tym duchu miarkowała żądania swych różnoklasowych elementów. Ludowcy wszystko podporządkowali sprawie agrarnej, przy czym Wyzwolenie przelicytowało Piasta, domagając się wywłaszczenia folwarków bez odszkodowania. Socjaliści traktowali konstytucję i wolność obywatelską jako formy prawne, ułatwiając zwycięstwo pracy nad kapitałem. Wszyscy uznawali potrzebę ochrony pracy, tylko, że narodowcy życzyli Polsce uprzemysłowienia, więc niezbyt hojni byli w ustępstwach dla robotników; hojniejsi od nich chrześcijańscy demokraci i NPR, najhojniejsi, na razie bez konkurencji – socjaliści. Nie było żadnej reakcji, ani nawet obozu konserwatywnego, bo inspirowany z Krakowa klub Pracy Konstytucyjnej uprawiał taktykę oportunistyczną. Wszyscy pisali się na równe, powszechne, tajne i proporcjonalne, bez różnicy płci prawo wyborcze. Nikt nie ujmował się za niezależnością władzy wykonawczej, ani, tym mniej, nie myślał o królu. W pracach Komisji Konstytucyjnej, a potem na plenum wybili się na czoło tej dyskusji: Edward Dubanowicz, Stanisław Głąbiński, ks. K. Lutosławski (ZLN), Maciej Rataj (PSL przedtem – Wyzwolenie), Mieczysław Niedziałkowski (PPS). Poza wachlarzem stronnictw i programów stał naczelnik państwa, na pozór bezpartyjny i neutralny, a w głębi duszy gotów do współdziałania z każdą grupą, która mu pomoże do wydarcia endekom rządu dusz i do prowadzenia osobistej polityki wojskowo-zagranicznej. Rządu formalnego mógł im nie zazdrościć, bo żaden z gabinetów w dobie Sejmu Ustawodawczego (Paderewski-Skulski-Grabski-Witos-Ponikowski-Sliwiński-Nowak) nie miał marki partyjnej narodowo-demokratycznej i w żadnym członkowie Związku Ludowo-Narodowego nie mieli nawet proporcjonalnej liczby tek.