Piłsudski wydaje wojnę Rosji

Piłsudski wydaje wojnę Rosji

Jakkolwiek koła uświadomione politycznie przeszły przez szkołę samorządu Galicji, „Przeglądu Wszechpolskiego”, a ogół inteligencji miał w uszach wieszcze słowa Wyspiańskiego: „Z tej ziemi państwo wskrzeszę”, jednak po ciężkich zawodach ostatniego dziesięciolecia ogół dopiero stopniowo dochodził do świadomości, że z wojny między zaborcami musi odrodzić się Polska. W dniu 1 sierpnia 1914 r. były trzy główne ośrodki świadomej walki o lepszy byt narodowy: strzelcy, tj. właściwie Piłsudski, Liga Narodowa, tj. Dmowski, i krakowsko-wiedeńska grupa polityków, tj. Bobrzyński. Podstawowa różnica między nimi dotyczyła orientacji – z kim należy związać sprawę polską; Piłsudski wiedział, że musi bić się z Rosją; Dmowski dążył do złamania głównego wroga Polski, tj. Niemiec i do zjednoczenia ziem polskich. Politycy krakowscy wiedzieli za dużo rzeczy niepotrzebnych – na temat życzliwości Franciszka Józefa, więc uwierzyli, że Austria zechce i potrafi, wbrew Prusom, odbudować Polskę jako trzecie państwo w unii dynastycznej z Wiedniem i Budapesztem. Ogół ludności wiejskiej instynktownie podzielał antyniemieckie motywy Dmowskiego; część robotników kształcona w ideologii walki z caratem – ufała Piłsudskiemu. Bardzo małą rolę odegrały motywy ekonomiczne tych czynników kapitalistycznych, które przy dalszym związku z Rosją liczyły na wschodnie rynki zbytu.

Komendant Strzelca z tych rachub i instynktów niewiele sobie robił; 3 sierpnia sformował w Krakowie „pierwszą kadrową kompanię” ze 144 uczniów szkół oficerskich i zapowiedział im marsz przez granicę rosyjskiego zaboru na oswobodzenie ojczyzny. Tegoż dnia kazał Leonowi Wasilewskiemu skomponować odezwę w imieniu fikcyjnego rządu narodowego, głoszącą, że on, Piłsudski, został komendantem polskich sił wojskowych, więc wszyscy powinni go słuchać. Nie oglądając się na austrofilskich polityków, którzy od Wiednia wyczekiwali gwarancji, „kadrówka” pod Michałowicami weszła do Królestwa, poczem, urósłszy do półtora tysiąca bagnetów, posuwając się między frontami, doszła prawie bez walki do Kielc (12 VIII). Tam na zapaleńców spadł strumień zimnej wody. Cesarsko-królewska komenda zażądała, aby strzelcy weszli do Landszturmu i złożyli tam przepisową przysięgę. Zdesperowanego wodza wyratowali z kłopotu Daszyński i prezes Koła Polskiego w Wiedniu Juliusz Leo, którzy obmyślili dla przyszłych legionów polityczny patronat w postaci Naczelnego Komitetu Narodowego.