Pogrom

Pogrom

Zza Dniepru wynurzyła się tymczasem zaprawiona w bojach z kontrrewolucją konna armia Budionnego. Liczyła nie sto, lecz około 20 tysięcy, ale tak łatwo przedostała się na prawy brzeg i na tyły Śmigłego, że ów, jak tylko dostał zlecenie rozpoczął 10 czerwca [1920 r.] odwrót przez wrogi kraj z wielkim taborem pociągów, łupów i ewakuowanych Polaków. Nie utracił nic prócz sławy: bo dał się wymanewrować sile kilkakroć słabszej.

O wiele gorzej było na północy. Tam nad Berezyną skupił wódz sowiecki Tuchaczewskij potężne siły, wobec których Szeptycki choć wytrzymał 6 tygodni, nie mógł się nie cofać. Zdaniem Piłsudskiego zawiniło dowództwo, że zanadto wierzyło w okopy – ale tym kto zapomniał nakazać zmianę taktyczną był sam naczelny wódz. Pod nowym uderzeniem bolszewików front nad Autą 4-5 lipca zachwiał się i runął. Z całego wschodu oszołomione pułki polskie wycofywały się jeszcze szybciej niż dopiero co bolszewicy z Ukrainy.

Rząd Skulskiego 9 czerwca ustąpił współodpowiedzialny za klęskę. Władysław Grabski nie uląkł się strasznego spadku i utworzył przy boku naczelnika państwa Radę Obrony Państwa. Nastąpiły tam gorzkie dyskusje, w trakcie których Piłsudski atakował naród polski: „społeczeństwo chore, więc i armia chora” a Dmowski tak ciężko go obarczył zarzutami, że wódz wyszedł z posiedzenia, oddając dowództwo do dyspozycji. Nie przyjęto tej dymisji, bo nie w niej leżał ratunek, przeciwnie Dmowski odjechał do Poznania, odszedł z Rady, ale i to niewiele pomogło. Grabski za jego i Rady zgodą udał się do Spa, by prosić aliantów o radę i pośrednictwo, choćby kosztem takich ustępstw, jakie oni podyktują. Warunki były straszne: Lloyd George i koledzy obiecywali tylko materiał wojenny, a zastrzegali sobie decyzję co do Galicji, Wilna, Gdańska i Cieszyna. Zaraz po powrocie Grabskiego utworzono Rząd Obrony Narodowej pod Witosem, z wicepremierem Daszyńskim i ministrem spraw zagranicznych Eustachym Sapiehą (bo endecy mieli na Zachodzie złą markę). Chętniej by już Piłsudski wpuścił do Wilna Litwinów, niż bolszewików, ale ci sami przyznali to miasto Tarybie, a tymczasem zajęli je. Piłsudski w strasznej depresji składał godność naczelnika państwa w ręce Witosa, a Daszyński w przystępie rewolucyjnego ducha wzywał go, by się ogłosił czerwonym dyktatorem Polski, to znowu (według informacji posła włoskiego Tommasiniego) zwracał wystraszone oczy ku Niemcom wypatrując stamtąd ratunku, choćby za cenę Śląska i Pomorza. W połowie lipca rząd i dyplomaci wyjeżdżali do Poznania. Budionny dochodził do Zbaraża, Tuchaczewskij – do Narwi. Bolszewicy odrzucili angielskie pośrednictwo. Socjaliści w niektórych portach, a w Czechach nie tylko socjaliści, utrudniali przewóz amunicji dla Polski. W Niemczech ludzie zacierali ręce. Na Polskę szła zagłada.