Polityka zagraniczna

Polityka zagraniczna

Ambicją Piłsudskiego było dać Polsce nowy system polityki zagranicznej, różny od systemu Dmowskiego, ale to nie było rzeczą łatwą. Groziła Rosja, która nigdy nikomu nie zapomniała swej porażki i żadnym traktatem nie uważała się moralnie związana; to niebezpieczeństwo czuł kresowiec lepiej od Dmowskiego. Ale groziły i Niemcy, które swą misję widziały w pochłanianiu Wschodu i niczym nie okazały że działalność Geronów a i Fryderyków potępiają. Dla Rosji pracowała KPP, wśród chłopów kresowych z powodzeniem. Jej celem było nie tylko dać „samookreślenie” naszym mniejszościom słowiańskim, tj. oderwać Lwów i Wilno (czego zresztą nigdy urzędowa dyplomacja Kremla, do roku 1939, nie powiedziała), ale także i Niemcom wygodzie ku rewizji granic wersalskich. W kwietniu 1926 r. oba państwa odnowiły układ z Rapallo. Co jakiś czas z podziemia wyrywał się złowrogi znak tlejącej walki: takim była sprawa Bagińskiego i Wieczorkiewicza, których w 1925 r. przy wymianie personalnej zastrzelił sierżant Muraszko. Takim sprawa Sylwestra Wojewódzkiego – w latach 1926-1927: piłsudczyk, wyzwoleniec, organizator komunizującej NPCh; z agenta defensywy szpieg sowiecki, wydany Moskwie, tam znów zdemaskowany jako szpieg polski i zlikwidowany. Również zamordowanie posła Wojkowa przez rosyjskiego emigranta nie wróżyło nic dobrego. Zamach miał miejsce 7 czerwca 1927 r. w Warszawie.

W takiej sytuacji trudno było nie opierać się na przymierzach z Francją i Rumunią. Aliści we Francji od roku 1924 rządziła lewica; w Anglii rosły wpływy Labour Party; jedni i drudzy ustępliwi wobec „demokratycznych” Niemiec. Miał ich zjednać humanitarnym gestem Skrzyński, ale skoro on przywiózł Locarno, to i z nim nie chciał Piłsudski mówić o polityce; wolał Zaleskiego z jego orientacją angielską. Pod tym warunkiem Polska odegrać [miała] rolę samodzielną w Europie Środkowo-Wschodniej, już nie jako klientka Francji. Piłsudskiemu szło o to, aby mała ententa jak najlepiej asekurowała Polskę i Rumunię od wschodu, a nie asekurowała Czech od zachodu. Chętnie by tam wprowadził Węgry zamiast Czech, gdyby nie konflikt węgiersko-rumuński o Siedmiogród. Od Bałtyku marszałek odwrócił oczy, od kiedy wyszło na jaw, że Łotwa chciałaby być autonomiczną prowincją Rosji. Estonia tęskniła raczej do Szwecji, Finlandia wolała się asekurować w Niemczech niż w Polsce, a Litwa głosiła po dawnemu, że jest z naszą Rzeczpospolitą w wojnie.

Aby tę niepoczytalną zawziętość przycisnąć do muru, wybrał się pierwszy marszałek do Genewy na sesję Rady Ligi Narodów. Tam pogadawszy z delegatami mocarstw zapytał ostro premiera Voldemarasa: wojna czy pokój. Gdy ów wykrztusił „pokój” Rada zaleciła obu stronom rokowania bezpośrednie i ofiarowała pomoc. To był jedyny efekt wycieczki, a w ogóle drugi sukces po maju. Za pierwszy policzono wybór Polski na lat 3 w charakterze członka niestałego. Mowa o niestałym miejscu w Radzie Ligi Narodów.
Wyboru wspomnianego dokonano w Genewie 16 października 1926 r. Przydały się oba sukcesy na wybory.