Trudności wewnętrzne Grabskiego

Trudności wewnętrzne Grabskiego

Z perspektywy uchodzi za rzecz pewną, że twórca waluty złotowej sam je spotęgował dociągając nasze warunki gospodarcze i finansowe do standardu zachodnio-europejskiego. Obciążył kraj rozdętym budżetem, a utrzymując złotego na wysokim poziomie podniósł koszta produkcji i osłabił zdolność wywozową Polski [nie] hamując jednocześnie importu zbędnych rzeczy z zagranicy. Liczył Grabski na bogactwa naturalne kraju, a tymczasem ciężki nieurodzaj w latach 1924 i 1925 podciął mu bilans handlowy i płatniczy. Jeszcze budżet był zrównoważony, nawet z przewyżką, ale coraz trudniej było o mocne waluty z zagranicy potrzebne do czynienia zakupów. Kiedy premier w końcu października 1924 r. przedstawił budżet blisko dwumiliardowy, Głąbiński słusznie kwestionując jego obliczenia, dość bezzasadnie skrytykował uległość rządu wobec zagranicy w polityce zewnętrznej. Grabski zawrzał gniewem na tę profesorską krytykę i zażądał parlamentarnej satysfakcji. Lewica z mniejszościami uchwaliła rezolucję, że polityka zagraniczna rządu odpowiada interesom i godności Rzeczpospolitej. Ten epizod przedłużył o rok rządy Grabskiego, boć niepodobna było wrócić pod rządy „Chjenopiasta”. Gabinet przechylił się w lewo, potem znów w prawo i pozostał pośrodku – nad sejmem.

Starał się premier pozyskać osobistą łączność z obu skrzydłami: wciągnął [17 listopada 1924 r.] Thugutta na stanowisko wicepremiera, potem brata swego Stanisława do resortu oświaty. Ci dwaj śmiało myślący politycy porozumieli się co do ustaw językowych dla Kresów wschodnich (właściwie St. Grabski przeciągnął na swoją platformę Thugutta). Z państwowego punktu widzenia wydawało się pożądane, aby Rusini i Białorusini mogli się we własnym języku porozumiewać z urzędami i sądem, tudzież aby w okręgach mieszanych dzieci polskie zbliżały się z niepolskimi, przy czym wyższa kultura zapewne wywierałaby wpływ na niższą. Jednak ta utrakwizacja szkół w Galicji i na Kresach wschodnich źle została przyjęta przez tamtejszą większość spragnioną oderwania się od państwa. Osobno próbował Stanisław Grabski, ze względu na starania brata o pożyczkę amerykańską, wytargować od Żydów oświadczenie lojalności wobec państwa, ale jego własny klub dopatrzył się w tych zabiegach zbytniej ustępliwości, ponieważ, mówiono, każdy obywatel bez targu powinien lojalnie traktować swe państwo.

Trudności w polityce zagranicznej

Powrót ministra Skrzyńskiego do pałacu Briihlowskiego (tj. siedziby MSZ) zaznaczył się pewnym ożywieniem w dyplomacji. W najbliższym sąsiedztwie udało się wygładzić tarcia z Czechami. Po kilkumiesięcznych rokowaniach podpisano w Warszawie z Edwardem Beneszem 23 kwietnia 1925 r. traktat koncyliacyjno-arbitrażowy oraz umowę likwidacyjną w sprawach związanych z podziałem Śląska Cieszyńskiego. Później przybyły inne układy zmierzające do obustronnego zbliżenia i współpracy. Mniejszości uzyskały po obu stronach skuteczniejszą ochronę, niż przewidywał traktat wersalski 1919 r. Do ugody i zgody skłaniał wzgląd na Niemców, podnoszących głowę, m.in. w Gdańsku po niedawnym poniżeniu, zwłaszcza że na Zachodzie czynniki gospodarcze coraz głośniej domagały się wprowadzenia Rzeszy do Ligi Narodów, a wtórowali im pacyfiści angielscy (zwłaszcza w Labour Party). Skrzyński w październiku 1925 r. na konferencji Anglii, Francji, Włoch, Belgii oraz Czechosłowacji i Polski w Locarno (Szwajcaria) ustosunkował się przychylnie do konwencji, którą podpisano potem w Londynie (1 XII), a zwanej nadal traktatem lokarneńskim. Tu pierwszy raz od Wersalu rozróżniono gwarancję granic zachodnich Rzeszy od gwarancji granic wschodnich; tylko tamte zostały zagwarantowane przez Anglię i Włochy. Natomiast w razie sporu między Niemcami a Polską lub Czechami przewidziane były procedury pojednawcze i arbitrażowe, lub, ostatecznie, interwencja dyplomatyczna Ligi Narodów. Wprawdzie Francja z Polską i Czechosłowacją zagwarantowały sobie jednocześnie pomoc na wypadek napadu Niemiec, ale głoszony przez Skrzyńskiego „duch Locarna” nie mógł uspokoić tych, co widzieli, że Wielka Brytania i Włochy wycofują się z ochrony nietykalności Polski, do jakiej je obowiązywał traktat wersalski.

Od wschodu jawna napaść nie groziła. Z dywersyjnymi bandami wkradającymi się zza kordonu nieźle sobie radził utworzony w 1924 r. Korpus Ochrony Pogranicza; przecież z postawy części posłów ukraińskich i białoruskich oraz Niezależnej] Partii Chłopskiej widać było, że propaganda bolszewicka przenika skutecznie do sfer włościańskich na Kresach. Pewnego rodzaju kontrakcją przeciw tym wpływom było – przynajmniej w sferze ludu polskiego – uregulowanie współpracy między Kościołem i Państwem. Konstytucja przyznała katolicyzmowi wśród równouprawnionych (a nie tylko tolerowanych) wyznań stanowisko przodujące. Sprecyzowaniem obustronnych uprawnień zajął się Stanisław Grabski jako twórca rzymskiego konkordatu z 10 lutego 1925 r. (który wszedł w życie 2 VI). Uzgodniono m.in., że władza świecka może się sprzeciwiać nominacjom w Kościele z powodów politycznych, że nauka religii będzie w szkołach obowiązująca; do czasu zwrotu dóbr, które Kościołowi zabrały Rosja, Austria i Prusy państwo wypłacać [miało] uposażenie hierarchii kościelnej. Rzym zgodził się na objęcie dóbr martwej ręki reformą rolną. Konkordat, mimo ostrej krytyki ze strony antyklerykałów (K. Czapiński z PPS i J. Putek z Wyzwolenia), został ratyfikowany znaczną większością (181:110).