Upadek rządu parlamentarnego
Wbrew szerzonym później legendom klasa robotnicza wcale nie obaliła Witosa i prawicy. Zbyt ona była inteligentna, by niszczyć cudzą zaczętą robotę, zanim się obmyśli i przygotuje własną. Gabinet przetrwał rokosz krakowski i próbował dalej realizować to, co nazywano „sanacją finansów”. W tym celu przygotowano ustawę o pełnomocnictwach dla rządu. Przyspieszono też pracę nad reformą rolną; były ze strony ziemian tendencje, by podnieść maksimum własności prywatnej, ale zanim ta kwestia stanęła przed sejmem, od Piasta oderwała się dalsza grupa posłów pod wodzą inż. Bryla, demagoga znacznie gorszej, niż Dąbski, marki. Rozłamowcy mówili, że przy obecnej większości rządowej „korzystają przeważnie klasy posiadające, a ludność zepchnięta została do ostatniej nędzy”. W kuluarach szeptano, że Bryl obraził się, gdy mu odmówiono teki ministra przemysłu, rzeczywiste atoli przyczyny kryzysu były o wiele poważniejsze. Miarę ich daje fakt, że kiedy Głąbiński obstawał przy tym, żeby ministerium nie ustępowało bez próby sił na plenum sejmu, marszałek Rataj oświadczył, że składa laskę, bo większość która go powołała już nie istnieje i rada ministrów poddała się tej konieczności. Po prostu Polski nie stać było na rząd parlamentarny: za mało było mózgu politycznego i zmysłu państwowego w społeczeństwie, za wiele negacji i nieodpowiedzialności, kiedy system parlamentarny wszędzie polega na potencjalnej sile rządu, parlamentu i wyborców. Gdy o idee walczyły szczyty, a dół umiał tylko gorszyć się ich walką, lada Bryl mógł wywołać kryzys, a przez Rataja mogły decydować czynniki wobec Polski nieodpowiedzialne.
Krótkie, ale wymowne było tym razem przesilenie ministerialne. Prezydent pozbywszy się Witosa, którego nie lubił, chciał powierzyć rządy swemu przyjacielowi Władysławowi Grabskiemu. Ów wskazał parlamentarzystę z lewicy – Thugutta; prezes Wyzwolenia spróbował skleić rząd z lewicy, centrum i piłsudczyzny. Piłsudski jednak na czele swych warunków postawił zasadę, że wojsko nie może być piłką w ręku stronnictw. Słusznie zrozumiano, że chce się wyłamać spod odpowiedzialności wobec sejmu i zapraszana do wspólnego stołu Chrześcijańska Demokracja odpowiedziała odmownie. Thugutt zrzekł się misji w ręce Władysława Grabskiego, który na 19 grudnia [1923 r.] sformował sobie i prezydentowi gabinet pozaparlamentarny o dość przeciętnych talentach. Powołanie Sosnkowskiego na ministra spraw wojskowych dawało do poznania, że premier docenia znaczenie obozu belwederskiego i chce go zjednać. Ale ta próba nie długo trwała. Prezydent nie zgodził się na to, by Piłsudski był naraz inspektorem armii i szefem sztabu, wobec czego Sosnkowski ustąpił, niby z powodu za daleko idących oszczędności w budżecie obrony kraju. Po półrocznej służbie M. Zamoyskiego w ministerstwie spraw zagranicznych, odnalazł się na jego miejscu jeszcze lepiej ustosunkowany z Zachodem Aleksander Skrzyński [w lipcu 1924 r.]