Uznanie wschodnich granic państwa

Uznanie wschodnich granic państwa

Gabinet, który odgrodził od władzy polską narodową prawicę otrzymał votum zaufania (23 I 1923 r.) nawet od Rusinów i Białorusinów, mógł liczyć na względy także u zachodnich kół radykalnych. Wschodnią granicę Rzeczpospolitej uznawały Sowiety (które aż do 1939 r. nigdy nie zakwestionują jej praw do Lwowa), uznawała Rumunia i wszystkie państwa bałtyckie. Nie uznawały jej Litwa kowieńska obstająca przy umowie suwalskiej Piłsudskiego, a podniecana z Moskwy i nie uznawały także mocarstwa Zachodu, które z trudem w ogóle zdobyły się na [uznanie] państewek oderwanych od [Rosji]. Niemniej po Genui i po Rapallo zrozumiano lepiej potrzebę stabilizacji porządku na wschodzie. Nadspodziewanie Litwa sama uprościła nam zadanie, zajmując w styczniu [1923 r.] gwałtem Kłajpedę, administrowaną przez mocarstwa. Minister Skrzyński chwycił ten moment, aby uzyskać od mocarstw uznanie granic wschodnich. Francja była do tego skłonna, jako sojuszniczka; Italia, od końca [1922] roku pod rządem Mussoliniego, dostrzegała w Polsce barierę przeciw bolszewizmowi. Najtrudniejsze zadanie tj. pozyskanie aprobaty Wielkiej Brytanii spełnił w Londynie poseł Skirmunt. 15 marca 1923 roku tedy Rada [Ambasadorów] powzięła decyzję, która za granicę Polski od strony Republiki Rad uznała linię traktatu ryskiego, a od strony Litwy – szlak przeprowadzony w roku 1922 przez ekspertów Ligi Narodów. Chciano zaspokoić Litwę Kłajpedą (ze znaczną większością niemiecką) i 8 maja zawarto o tym umowę z Kownem, której jednak rząd litewski nie uszanował, bo nie stworzył Polsce dostępu do ujścia Niemna.

Cała Polska cieszyła się z tego sukcesu gabinetu Sikorskiego i cała witała radośnie obecność marszałka Focha na odsłonięciu w Warszawie pomnika ks. Józefa Poniatowskiego. Były szef departamnetu wojskowego NKN cementował na wschodzie budowę polityczną Dmowskiego. Chodziło jeszcze o mocne wiązania od wewnątrz.

„Chjenopiast”

Jeżeli słusznie zarzucano za granicą, że Polska nie ma ustalonego kierunku w polityce – „nobody knows the polish policy” i nie umie żyć praworządnie (w Polsce sądzą, że ustawami można zmieniać prawo), jeżeli później jeszcze słuszniej wskazano „initium calamitatis” w niedojściu przymierza Piasta z prawicą – to nie powinien nikogo zaskoczyć ani zgorszyć tzw. pakt lanckoroński, który dojrzał w końcu maja [1923 r.]. Krew Niewiadomskiego umożliwiła tę zgodę, innej zgody Sikorski scementować nie potrafił. Dawna praca Ligi Narodowej nad unarodowieniem i uobywatelnieniem chłopa, choć się tym głośno nie przechwalano, przyniosła owoc nawet z gleby galicyjskiej. Najważniejszy punkt paktu (warszawskiego, nie lanckorońskiego) dotyczył oczywiście reformy rolnej; ustępując na tym odcinku ZLN, jako reprezentant wszystkich warstw, domagał się nieugiętej obrony polskości – i skarbu.

26 maja Sejm odrzucił żądane przez Sikorskiego fundusze dyspozycyjne, przy czym wyszło na jaw, że od klubu Piasta odrywa się grupa Dąbskiego, kierowana przez wtyczki belwederskie. Zapowiadała się większość prorządowa bardzo nikła, bo teraz gdy Witos przestał być Hamletem czy też „zmorą” (epitety jakie dawał mu Thugutt), Narodowa Partia Robotnicza postanowiła zająć wygodne miejsce w centrum, w roli języczka u wagi. Rząd 1 kwietnia zapowiedział coroczną parcelację 40 000 morgów, wprowadzenie waluty złotowej, rozszerzenie ewentualnie praw robotniczych. W gabinecie ludowcy mieli przewodnictwo i sprawy wewnętrzne (Władysław Kiernik), narodowcy sprawy zagraniczne (Marian Seyda), oświatę (Głąbiński – zarazem wicepremier), przemysł i rolnictwo, chrześcijańscy demokraci – sprawiedliwość, resztę resortów obsadzono fachowcami bez przynależności partyjnej. Pierwsze głosowanie wypadło dla rządu dobrze (226 : 171), ale lewica i mniejszości z góry zaprzysięgły bezwzględną opozycję. Piłsudski na znak protestu przeciw „mordercom” złożył szefostwo sztabu i wystąpił z wojska. Parlamentarnego rządu bronić mieli ludzie, z których jedni – ludowcy – znali administrację w samorządnej Galicji, a zresztą oczy mieli utkwione w ziemię, drudzy – endecy, okazali trafny instynkt w czasie wojny światowej, mieli doświadczenie propagandowo-wychowawcze, ale nie mogli jeszcze zdobyć sztuki rządzenia.

W drodze dalszych zmian piastowcy (57) i Chrześcijańscy] Demokraci (43) wzmocnili w gabinecie swój stan posiadania do 7 tek, dystansując najliczniejszy, lecz mniej ambitny Związek Ludowo-Narodowy.