Złoty polski i jego owoce

Złoty polski i jego owoce

Nie brak było w Polsce znawców, którzy wątpili o możliwości przezwyciężenia kryzysu bez pożyczki zagranicznej. Również doradcy anglosascy, jakich sprowadzono w tych latach (Hilton Young 1923-1924, podobnie jak później Dewey, 1927) zgodni byli w zalecaniu oszczędności na wewnątrz, redukcji wojska i świadczeń społecznych oraz pożyczek z zagranicy. Grabski uznawał, że pożyczka się przyda, ale nie będzie ona uciążliwa ani politycznie krępująca dopiero wówczas gdy społeczeństwo samo dźwignie się z gospodarczej prostracji. Zakładając więc Bank Polski, jako instytucję niezależną od rządu z kapitałem 100 000 000 złotych w „złocie”, wezwał społeczeństwo do subskrypcji i osiągnął wynik wspaniały: 35% akcji wykupił przemysł, 10% handel, 11,6% banki, 23,1% sfery urzędnicze, wojsko i wolne zawody, rolnictwo do 1%. Nowy pieniądz, złoty równowarty frankowi szwajcarskiemu w złocie ukazał się [28] kwietnia [1924 r.], a od 1 lipca nikła marka polska wykupiona po cenie 1 800 000 za jeden złoty. Polska przeżyła cud zaufania we własne siły i przystąpiła do usuwania bolączek gospodarczych na ogół spokojnie, jakkolwiek bezrobocie zrazu opanowane, znów zaczęło wzrastać. Teraz niosły plon takie posunięcia Kucharskiego, jak ustawa waloryzacyjna i podatek majątkowy, którego [połowę] wpłacić miał kapitał przemysłowy. [29 lipca 1924 r.] sejm po raz pierwszy uchwalił prawidłowy, zrównoważony budżet. Staraniem głównie prof. Fryderyka Zolla z Krakowa opracowany został dekret o waloryzacji zobowiązań pieniężnych prywatno-prawnych, według którego wierzyciele otrzymali, zależnie od kategorii do 25% należnych sum, kiedy przedtem dłużnicy mogli ich spłacać za grosze. Wielu było niezadowolonych, ale nastał porządek według własnej polskiej koncepcji, bez naśladowania obcych wzorów. Przystąpiono do nowelizacji ochrony lokatorów, której dotychczasowe przepisy hamowały ruch budowlany i utrzymywały ciasnotę mieszkaniową. Komisarz oszczędnościowy Stanisław Moskalewski obmyślał redukcję przerostów biurokracji. W lipcu Grabski uzyskał od prawicy i centrum nowe pełnomocnictwa, nieco już skromniejsze. Ośmielił się w hutnictwie górnośląskim naruszyć nawet ośmiogodzinny dzień pracy, a to ze względu na konkurencję z Niemcami. W sejmie przeprowadził nową ustawę o ubezpieczeniu od bezrobocia – tym razem głosami socjalistów i prawicy, wbrew stronnictwom chłopskim. Wśród takich osiągnięć rok 1924 mijał.

Sukcesy swoje w gospodarce skarbowej zawdzięczał Grabski temu, że nie spieszył z reformami w innych dziedzinach. Komisje pracowały albo nad drobiazgami, albo, jeżeli nad czymś ważnym, to marudnie. Posłowie tracili dużo sił na wiece i objazdy okręgów, przy czym nieraz zdarzało się, że roznamiętniony trybun, zwłaszcza z lewicy i mniejszości popadał w konflikt z prawem obowiązującym. Wnioski prokuratury o pociągnięcie winnych do odpowiedzialności komisja regulaminowa załatwiała najczęściej negatywnie, bo lewica i mniejszości strzegły najdalej posuniętej nieodpowiedzialności wybrańców ludu. Również o ulepszenie techniki parlamentarnej marszałek i komisja mało się troszczyli. W komisji konstytucyjnej socjaliści wszelkie próby uporządkowania zgromadzeń i zapobieżenia gwałtom bojówek piętnowali jako zamachy na demokrację. Na ustawę o stowarzyszeniach, na uregulowanie wolności prasy nie było sił, ani czasu. Nieco gładziej szły obrady kom[isji] administracyjnej nad samorządem, ale tylko niższego stopnia. Wiele konstytucyjnych zapowiedzi dla miłej zgody zostawiono na papierze. Wśród tych prac i utarczek kluby prawicy, lewicy i mniejszości zachowywały spoistość. Związek Ludowo-Narodowy jak na swą ilość i jakość grał rolę nie dość wydatną; natomiast w centrum chłopskim działy się, w związku z omawianą reformą rolną osobliwe zmiany. Thugutt, który Witosowi przymawiał był, że zamiast folwarku parceluje swój klub, doczekał się tego że mu Dąbski w imię „jedności chłopskiej” rozbił Wyzwolenie, skrajni radykałowie ze wschodu utworzyli komunizującą Niezależną Partię Chłopską; inni oderwali się, jako „partia pracy”, a sam prezes jeden z pierwszych wystąpił z rozwichrzonego klubu. Takie sensacje z ulicy Wiejskiej nie podnosiły powagi sejmu Rataja w oczach publiczności, która nie zawsze umiała odróżnić rolę różnych partii, a tajnych sprężyn ich działania nie przenikała. Coraz częściej oznaczano parlamentaryzm polski terminem sejmowładztwa ukutym w krakowskiej redakcji „Czasu”, choć owo władztwo redukowało się głównie do interwencji poselskich w urzędach, podejmowanych właśnie pod naciskiem wyborców.