Kinematografia francuska ma kolejne złote dziecko. François Ozon trochę się już zestarzał, opatrzył i dojrzał, zostawiając miejsce dla nowego wybrańca. Na to miejsce błyskawicznie wskoczył Christophe Honoré – człowiek ekranu (reżyser, scenarzysta) i człowiek pióra (pisarz, dramaturg, krytyk filmowy), czym nawiązuje do najlepszych tradycji francuskiej Nowej Fali (publikował zresztą na łamach „Les Cahiers du Cinéma”). Ma świetne wyczucie smaku, niewątpliwy talent do opowiadania historii, mistrzowsko buduje napięcie i erotyzm. Jeszcze nie raz o nim usłyszymy. Tymczasem cieszmy się tym, co już nam dał. Oto trzy powody dla których należy kochać Christophe’a Honoré:
3. Film „Ma mère” (2004) z genialną Isabelle Huppert w tytułowej roli matki. Tu freudowski ojcowski przekaz, że „nie znaleźliśmy się tu dla przyjemności” zastępuje super-ego matczyne („chcę tylko byś był szczęśliwy”), czyli nakaz rozkoszy. I nakaz ten Honoré traktuje dosłownie…
2. „Dans Paris” (2006) – aktorski pojedynek dwóch obecnie największych amantów francuskiego srebrnego ekranu. Romain Duris i Louis Garrel stają naprzeciwko siebie w rolach braci, a nad całą opowieścią unosi się duch zmarłej siostry.
1. „Les Chansons d’Amour” (2007) – najlepszy musical ostatnich lat. Śmietanka francuskiego gwiazdozbioru z Louisem Garrelem, Ludivine Sagnier i Chiarą Mastroianni na czele odśpiewała tu piosenki Alexa Beaupain. Lekko, z wdziękiem, czasem pikantnie. Czyli po francusku. Zaskakujący, niebanalny film, gdzie językiem musicalu opowiada się o prawdziwym życiu (i śmierci).
Czy najnowszy film Christophe’a Honoré, nominowany do Cezara, pokazywany na festiwalu w San Sebastian „La belle personne”, będzie miał więcej szczęścia niż jego wcześniejsze filmy i znajdzie polskiego dystrybutora? Raczej wątpliwe, ale cała strata po naszej stronie.
olaf
2009/08/20
eeeee – filmy francuskie nadal nudnawe jak zwykle 🙂 gdyby nie mieli isabelle i paru innych z 8kobiet to bym im sie niebo na glowe zwalilo