Valerio Mastandrea to taki George Clooney włoskiego kina, tyle, że trochę łysiejący. Ostatnio wystąpił w epizodycznej roli De Rossiego w krzykliwym musicalu „Nine” Roba Marshalla. W kinie włoskim dostaje większe role. Ale trzeba wiedzieć, że filmy, które naprawdę oglądają Włosi nie mają wiele wspólnego z poziomem Felliniego, Pasoliniego czy Antonioniego. Nawet współcześni autorzy pokroju Morettiego czy Ozpetka, u których występował też Mastandrea, funkcjonują na uboczu prawdziwie popularnej kinematografii. Ta określana jest raczej przez rozrywkowe komedie z Lucianą Littizzetto bądź przez romanse z Ricardo Scamarcio.
Rodowity Rzymianin, Valerio Mastandrea, funkcjonuje w obu tych światach, tak jak udziela się zarówno w teatrze, jak i telewizji. Zaczynał w filmach niezależnych, teraz jego kariera zaczyna nabierać rozpędu. Wystąpił w dobrze przyjętym „Kajmanie” Nanniego Moretti, a także w ciekawej komedii „Nie przejmuj się” („Non pensarci”) w reżyserii Gianniego Zanasi, która stała się dla niego rolą przełomową. Dzięki temu dostał rolę w dramacie z Valerią Golino „Giulia nie wychodzi wieczorem” Giuseppe Piccioniego i w ostatnim jak dotąd filmie Ferzana Ozpetka „Un giorno Perfetto”, opowiadającym historię rodziny w rozkładzie, gdzie każdy z członków pozostawiony jest sam na sam ze swoimi emocjami i demonami. Polecam:
by: Adam Kruk 2010
Olaf
2010/03/30
no dobra – aktor jest przystojny jak george clooney film ma tematyke (ten z klipu) jak z filmu fracuskiego i moze jest calkiem niezly ale z zapowiedzi brzmi zalosnie patetycznie – nawet po wlusku – ponad miare troszke. Oczywiste wydaje mi sie nie porownywanie tego do czasow cinecitta bo one minely (bezpowrtonie). Ale dzieki za w ogole zwrocenie uwage na aktora…. czekam na oglnie ciekawe wiesci od strony kina wloskiego od czasow beningniego „la vita e bella”
popvictims
2010/03/31
Adam: coś tam się jednak dzieje. Prócz Ozpetka i Morettiego jest taki Pupi Avati, Gianni Amelio, Dario Argento wciąż działa… To jednak wciąż mało. Fakt, że kino włoskie działa trochę jak ostatnio polskie – o czym pisał Sobolewski – jest popularne i niejako samowystarczalne. Włosi walą do kin, mają hermetyczny światek swoich komików i gwiazdeczek, ale nie jest ono interesujące dla nikogo poza nimi.