NEW WEIRD PORTUGAL

Posted on 2010/07/07

7


Redefinicja pojęcia muzyki folkowej stała się faktem. Mówiąc o „folku” nie można myśleć już tylko o melodiach wygrywanych przez artystów-samouków w chłopskich chatach. Dziś to także istotna gałąź muzyki popularnej. Fundamenty pod tę przemianę położyli Amerykanie. Wśród podobnych prób Europejczyków, choć dysponujących wiele bogatszą tradycją muzyki ludowej, trudno wskazać choćby jedną udaną. Grecy wciąż czekają na artystę, który ściągnie z nich uciążliwe odium biesiadnego Greka Zorby, Irlandczycy przekuli muzykę celtycką w tanie, jarmarczne riverdance, a Bałkańczycy kurczowo trzymając się tradycji, stracili szansę na awans z muzycznie interesujących, acz jednak tylko peryferii. A to dopiero początek listy europejskich grzechów przeciwko folkowi.

Jeśli chodzi o polskie podwórko, to na pierwszy rzut oka sprawa wygląda jakby lepiej. Mamy chociażby projekty takie jak Kapela ze Wsi Warszawa, którym nie brakuje talentu, wizji ani woli eksperymentowania. Zostało to w zeszłym roku docenione pierwszą lokatą dla płyty „Infinity” w rankingu internetowego magazynu Popmatters w kategorii World Music. Podobne grupy cierpią jednak na poważny deficyt potencjału komercyjnego swoich nagrań.

Nowemu folkowi z USA, wyrastającemu z amatorskiej tradycji muzyki country, udało stać się zjawiskiem nowatorskim i muzycznie ważnym. Wykonawców, którzy w  sposób podobny do amerykańskich brodaczy pokroju Devendry Banharta, Fleet Foxes czy Edwarda Sharpe’a rozwijaliby europejską tradycję muzyczną, nie było do niedawna wcale. Możliwe jednak, że awangardą Starego Kontynentu w tej dziedzinie stanie się Portugalia – a wszystko to za sprawą niewielkiej wytwórni FlorCaveira.

Za twarz portugalskiej new folk revolution można uznać Bernardo Fachadę – najbardziej nostalgicznego artystę w katalogu FlorCaveiry. Lizbończyk, nazywany portugalskim Sufjanem Stevensem, przed wydaniem w 2008 roku albumu „Viola Braguesa” (tytuł pochodzi od iberyjskiej odmiany gitary), odwiedził dziesiątki wiosek i małych miasteczek, wsłuchując się w melodie wyśpiewywane przez ich mieszkańców. Podjął w ten sposób rozpoczęte na początku lat 80. dzieło legendarnego już dziś songwritera António Variaçoesa, dowodząc, że zmiana w tradycji muzycznej jest jej naturalną i integralną częścią. Jednocześnie tchnął w muzykę ludową nowe życie i wyprowadził ją poza granice prowincji, na której wyrosła. Jego podróż stała się podstawą dla stworzonego wspólnie z producentem Tiago Pereirą filmu dokumentalnego „Tradiçao Oral Contemporânea”:

W grudniu zeszłego roku ukazał się pierwszy longplay Fachady zatytułowany po prostu – a prostota  temu muzykowi bardzo pasuje – „B Fachada”. Gdyby jeszcze tylko rodzima telewizja potrafiła  dorównać mu stylem:

Spoglądający powłóczystym wzrokiem z okładki swej ostatniej płyty „Muda Que Muda” João Coração już samym nazwiskiem (po polsku brzmiało by ono Jan Serce – skojarzenia z kreacją Kazimierza Kaczora niewskazane) przekonuje, że przydomek O Ultimo Romântico nie został mu nadany przypadkiem. Ambicje ma jednak większe niż zostanie zarośniętym obiektem westchnień. Choć pozostaje pod wpływem ludowej tradycji, João w swoich muzycznych poszukiwaniach jest kosmopolitycznie wręcz, w porównaniu z B Fachadą, otwarty. Na koncertach śpiewa „Dream Baby Dream” Bruce’a Springsteena, zdarzało mu się grać z Ladyhawke czy Au Revoir Simone, a na ostatniej płycie inspirował się  też Sergem Gainsbourgiem i Talking Heads. Złożył im hołd w numerze tytułowym, inspirowanym piosenką „Road To Nowhere”:

Nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednej postaci – Tiago Guillulu. Wydaje się najnudniejszy z nich wszystkich:  zaobrączkowany i wierny, dumny ojciec trójki dzieci, do tego nawet nie son of a preacher man, ale prawdziwy baptysta-kaznodzieja. To jednak właśnie on jest przyczyną całego zamieszania – założycielem i siłą sprawczą FlorCaveiry, do tego jednym z najbardziej zaskakujących i inspirujących portugalskich twórców. Na swojej ostatniej płycie „IV” pokazał, że jest dużo bardziej niepokorny niż wynikałoby to z jego życiorysu, że najchętniej przeszedłby na dziką stronę z Lou Reedem:

Ten ciągle jeszcze niszowy artysta dostał szansę przebicia się do szerokiej publiczności. Kompozycja Guillula została oficjalnym hymnem portugalskiej reprezentacji na Mundial 2010:

by: Kuba Żary 2010

Posted in: Kuba Żary, Muzyka