CHŁOPAK Z MARSA

Posted on 2010/11/17

19


Uwiódł jury programu „Mam Talent” oryginalnym wykonaniem przeboju Davida Bowiego „Life on Mars”. Agnieszka Chylińska, powiedziała, że jeszcze nigdy nie słyszała takiej barwy głosu. Paweł Ostrovsky, bo to o nim mowa – na pozór zwykły chłopak, na co dzień – niebanalna osobowość. O jego planecie i motylach w brzuchu rozmawia Maciej Habarta.

Zacznijmy od początku. Skąd w twoim życiu wzięła się muzyka?

Muzyka była istotnym elementem mojego życia od samego początku. Wychowywałem się w domu pełnym płyt i prasy muzycznej. Bardzo wcześnie zacząłem poznawać i zachwycać się artystami, którzy do dzisiaj stanowią mój prywatny panteon. Wiedziałem, że chcę związać swoją przyszłość z muzyką. Zacząłem śpiewać publicznie w podstawówce, a w okresie gimnazjalno-licealnym miałem już zespół rockowy…

A później poznałeś Anję Orthodox.

Anja zawsze robiła na mnie wielkie wrażenie swoją nietuzinkową osobowością i imponowała mi wokalnie. Poznaliśmy się ponad 6 lat temu przez Internet. Później kilka razy supportowałem Closterkeller ze swoim ex-zespołem, więc dementuję informację, jakoby Anja odkryła mnie w programie „Mam Talent” i zaprosiła do współpracy. Dwa ostatnie lata to dla mnie okres niemal całkowitej stagnacji artystycznej – nie grałem koncertów, nie miałem zespołu. Anja zmotywowała mnie do działania proponując wspólne koncerty, zaś w międzyczasie, niezależnie od tego, postanowiłem pokazać swoją śpiewającą twarz w telewizji.

Twoja muzyka to przede wszystkim połączenie ciężkich brzmień z elektroniką. Skąd czerpiesz inspiracje?

Ciężko jest mi zarazem skondensować i uogólnić swoje inspiracje. Przypuszczam, że czerpię ze wszystkiego, czego słucham na co dzień, a jako słuchacz mam naprawdę spory rozrzut stylistyczny. Unikam szufladek i definicji. Środek wyrazu może być jakikolwiek, w muzyce szukam emocji  – chodzi tylko o to, żeby były tożsame z moimi. Ciężko jest mi wyróżnić kilka nazw i nazwisk, więc zainteresowanych odsyłam do mojego profilu na last.fm – to chyba daje jakieś pojęcie o moim guście muzycznym. Szanuję i podziwiam dużo osób, zbyt dużo by wymieniać, kilka najważniejszych, które w pierwszej chwili przychodzą mi do głowy to: PJ Harvey, Nina Hagen, Siouxsie, David Bowie, Björk, Karin Dreijer Andersson. Z polskich wokalistek od lat górują u mnie Anja Orthodox i Kora.

No właśnie. Polska scena muzyczna. Jest na niej miejsce dla Ciebie?

Myślę, że tak. Na polskiej scenie wytworzyła się próżnia, której z różnych przyczyn nie wypełnia się rodzimymi artystami. Nie chciałbym analizować przyczyn takiego stanu rzeczy, bo chyba nie do mnie należą takie publiczne dywagacje. Absolutnie nie twierdzę też, że sam wypełnię tę przestrzeń, ale mam nadzieję, że znajdzie się dla mnie jakiś procencik udziału.

YXX

Wiesz już, jak to zrobić?

Chciałbym poprowadzić swoje działania kilkutorowo. Przed Closterkellerem wystąpiłem pod szyldem YXX. Te koncerty były dla nas rodzajem przymiarki, zaprezentowaliśmy swój materiał i jeden cover. Było chłodno, dość elektronicznie i „brudno”. Wyszło fajnie i najprawdopodobniej za jakiś czas zdecydujemy się kontynuować działalność tego rodzinnego projektu. Niedawno wystąpiłem też z kwartetem smyczkowym, zagraliśmy trzy utwory na wernisażu wystawy fotograficznej Michala Mralkovskiego (autor zdjęcia w nagłówku) i właśnie zastanawiamy się nad przygotowaniem dłuższego programu koncertowego ze sporą domieszką elektroniki. W dalszej kolejności czeka najważniejszy dla mnie projekt, oparty na syntezie fascynacji muzycznych, których dotychczas nie eksploatowałem. Jestem na etapie kompletowania materiałów demo oraz poszukiwania barwnych i intrygujących ludzi do współpracy.

Co wzrusza Pawła Ostrovskiego? Co sprawia, że ma motyle w brzuchu?

Mam motyle w brzuchu zawsze, kiedy słucham „Birthday” Sugarcubes. Wzrusza mnie piękno i mówiąc najogólniej – smutek… I miłość mnie wzrusza. Bardzo. Czasem nawet wywołuje motyle, tak jak „Birthday”. Rzygam banałem…

Jak powstają Twoje teksty?  Odnoszą się do konkretnych sytuacji z twojego życia czy może do czegoś, co zauważysz przypadkiem na ulicy?

Jestem obserwatorem. Wnikliwie obserwuję siebie, ludzi, zjawiska, zdarzenia. Ponoć jestem też dobrym słuchaczem – potrafię wiele wysłuchać i zrozumieć. Zbieram obrazy i odczucia, a później nieustannie mielę to wszystko w głowie. Moje teksty najczęściej opisują uczucia i ich ewolucję. Zawsze dotyczą konkretnych spraw, ale są bogate w wieloznaczności. Unikam dosłowności…

Unikasz dosłowności, bo chcesz być bardziej poetycki?

W pewnym stopniu tak, ale najszczerszą odpowiedzią będzie stwierdzenie, że chyba brakuje mi też odwagi. Choć nie tłumię swoich emocji i wyrażam je totalnie poprzez głos, to nie potrafię obnażyć się wprost w swoich tekstach. Oklejam się moimi dziwnymi metaforami. To zresztą daje duże pole do swobodnej interpretacji przez odbiorców, co dla mnie jest dodatkowo intrygujące. Przypuszczam, że w tej chwili dla większości nasza rozmowa to sama teoria nieprzekładająca się na rzeczywistość, bo do tej pory niewiele było możliwości zapoznania się z moim autorskim materiałem…

No właśnie, kiedy będzie można usłyszeć coś poza utworem „Green-eyed monster”?

„Green-eyed monster” to jedynie mój pomysł na utwór. Zaznaczam to, kiedy tylko mogę, bo zależy mi na tym, żeby ludzie w taki sposób patrzyli na ten kawałek. Robiłem to sam, dysponując dość ubogim zapleczem sprzętowym. Być może nie powinno się wrzucać do sieci takich półproduktów, ale chciałem tak dyskretnie podzielić się z ludźmi czymś,  co jest w pełni moje i zobaczyć jaka będzie reakcja. Kilka moich utworów można było usłyszeć przy okazji koncertów z YXX, będzie je można usłyszeć również podczas kolejnych planowanych występów. Być może zdecyduję się też podrzucić coś w międzyczasie do sieci, zobaczymy…

Podsumowując, jakim artystą chciałbyś być?

Wolnym, szczerym i wielowymiarowym.

by: Maciej Habarta 2010