W ostatnich dniach w Tokio odbyła się seria koncertów promujących film grupy młodych Francuzów „I tak nie zależy nam na muzyce”. Wydarzenie to pozwoliło spotkać się na tej samej scenie muzykom, którzy zazwyczaj występują pod własnymi szyldami, stając się niepowtarzalną okazją by zobaczyć takich awangardowych artystów jak Fuyuki Yamakawa, Hiromichi Sakamoto, L?K?O, Otomo Yoshihide czy Umi no Yeah!! podczas wspólnego hałasowania. Momentami głowa pękała bardziej niż po mocno zakrapianej nocy, ale warto było sprawdzić jak doprowadza się muzykę do prawdziwego ekstremum.
Polska ma to szczęście, że Roman Gutek sprowadził „I tak nie zależy nam na muzyce” – dokument obrazujący radykalną scenę muzyczną Tokio – na Festiwal Era Nowe Horyzonty. Tam zaś film obronił się świetnie, wygrywając konkurs filmów o sztuce i tym samym dostał szansę na szerszą dystrybucję. Oficjalna polska premiera kinowa odbędzie się 1 kwietnia ale już w styczniu i lutym w ramach Era Nowe Horyzonty Tournee w niektórych kinach można załapać się na projekcje tego nietuzinkowego dokumentu. W czerwcu zaś powinno ukazać się DVD.
Tworzona przez niezwykłych muzyków noise’owa scena portretowana w „I tak nie zależy nam na muzyce” powstać mogła tylko w tak chaotycznej tkance miejskiej, jaką jest stolica Japonii. Dla tych przebywających obecnie w Tokio – seanse zaczynają się 15 stycznia w kinie Eurospace. Autorzy filmu – młodzi entuzjaści kamery i awangardowych rozwiązań muzycznych – dają szansę na obcowanie z tą muzyką bez potrzeby wypadu na drugą stronę świata. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych szeroko rozumianym dźwiękiem i muzycznymi miejskimi pejzażami.
by: Grzegorz Kruk 2011
sierus
2011/01/21
Wiele obiecywałem sobie po tym filmie. Zapowiada się wprost znakomicie. Oto po raz pierwszy od dawien dawna można przejść się do kina na film o niezwykłym nurcie współczesnej muzyki, który skupia się na egzotycznej (dla większości z nas) Japonii. Nic dodać, nic ująć.
Na podstawie trailera biegniemy zachwyceni do kina. A tam czeka nas albo dość miałka opowieść o rzeczach nam kompletnie nieznanych albo opowieść, która ślizga się po japońskiej scenie noise’owej i nic nie wnosi. Dla tych, którzy nie zgłębili tematu muzycznego eksperymentu, ten film może wydać się ciekawy. Przez ponad godzinę pojawia się tam wiele nietypowych scen, ludzi, brzmień, zachowań. Nietypowych dla muzyki popularnej. I to wszystko może wyzwolić wiele pozytywnych (lub negatywnych) emocji u widza nieprzygotowanego na spotkanie z tematem. Widz ten może na końcu wyjść z kina i powiedzieć: – No, ciekawe freaki żyją w tej Japonii.
A tymczasem, dla osoby która liznęła temat, film to kilkadziesiąt minut opowieści, z której nie wynika nic nowego. Nawet tego co znane nie pokazano z polotem – z drobnymi wyjątkami. Jeśli chodzi o dobór osób, które pojawiają się w tym filmie, to na mnie wrażenie robi jedynie Otomo Yoshihide. Nie wiem czy twórcy filmu nie mieli możliwości, czy im odmówiono, czy po prostu nie znali się na temacie (!) ale najzwyklej w świecie pojechali do Japonii i zapomnieli, że jest tam kilka postaci, które mają do powiedzenia, pokazania, wiele ciekawszych historii, sytuacji, niż to co pokazało tych kilku muzyków w „I tak nie zależy nam na muzyce”.
Najgorsze sceny to płytkie wynurzenia para-filozoficzne przy stole, scena na plaży – dziewczyna w srebrnym kombinezonie. Zwłaszcza ta druga scena wzbudziła we mnie irytacje. Może i dziewczyna urodziwa, fajnie się rusza, ale tym nie uratuje filmu.
Dla mnie film jest rozczarowujący. Wiem, że temat nie jest popularny i w sumie cokolwiek się nakręci o scenie eksperymentalnej tudzież noise, to wśród większości jeśli wywoła to pozytywne zaskoczenie to przez wzgląd na swoją nietypowość. Ale to twórcy w/w filmu biorą na swoje barki odpowiedzialność za lepsze rozpoznanie tematu, a nie oczekiwanie, że widz będzie nie doinformowany. Po prostu można ten temat ująć lepiej, dokładniej, ciekawiej.
Krytykując, wierze że może sam kiedyś nakręcę coś lepszego. 😉
popvictims
2011/01/23
Grisza: Dzięki za obszerny komentarz. Postaram się więc poniżej dorzucić coś jeszcze na ten temat:
1. Sam jestem raczej laikiem jeśli chodzi o scenę noisową, więc oglądałem ten film z zupełnie innej perspektywy, miałem też z pewnością inne oczekiwania. No i tu pewnie rodzi się ta rozbieżność w opiniach: dla osoby niespecjalnie „wkręconej” w ten nurt film świetnie go przybliża (nawet jeśli nie specjalnie go definiuje), moim zdaniem jego siła leży właśnie w umiejętnej, przystępnej prezentacji zjawiska dla osób, które w innych warunkach mogłyby zwyczajnie odrzucić takie podejście do muzyki już po pierwszych dźwiękach. A tak być może niejeden widz da szansę noisowym kapelom. Zadziałało w moim przypadku. Chociaż być może masz rację, że osoba siedząca głębiej w temacie nic specjalnie odkrywczego tam nie znajdzie. Sęk w tym, że takich osób jest w Polsce chyba jednak niewiele, więc dla wielu widzów film powinien być na swój sposób odkrywczy.
2. Zdecydowanym atutem filmu jest swoisty portret miasta. Mamy co prawda wiele produkcji pokazujących Tokio od strony neonowych ulic czy nocnych klubów, przywołując chociażby „Między słowami” czy „Wkraczając w pustkę”. „I tak nie zależy nam…” udaje się jednak pokazać Tokio bardziej brudne, szare i chaotyczne w sposób trochę bliższy rzeczywistości (a jeśli nie bliższy to przynajmniej mniej eksploatowany) niż w wyestetyzowanych produkcjach fabularnych. I ten zgiełk zwykłego tokijskiego dnia idealnie potęguje właśnie użyta w filmie muzyka. Poza głównymi arteriami miasta znajduje się mnóstwo opuszczonych budynków, dzikich składowisk śmieci, rozkopanych placów budowy.
3. Co do ekipy realizującej film, nie są co prawda Japończykami, ale mieszkają w Tokio od ładnych paru lat i mocno „siedzą” w temacie, z muzykami znają się osobiście i spędzili wiele miesięcy, by ten projekt ujrzał światło dzienne. Pomysł na jego realizację powstał właśnie z niekłamanej pasji do tej muzyki i tego co dzieje się w japońskich piwnicach. Mnie się jednak wydaje, że tę pasję czuć na ekranie.
4.Panna w kombinezonie. Nie jest to inscenizacja zrobiona specjalnie do filmu. Dziewczyna z kapeli „Umi no Yeah!!” zawsze występuje w tym kombinezonie i bikini. Sam co prawda nie mam pojęcia dlaczego, być może muzykom chodzi o dysonans między brudnym, chaotycznym dźwiękiem a pięknem i harmonią młodego ciała.
5. Załączam jeszcze video z koncertu, o którym pisałem:
6.Najprawdopodobniej w marcu/kwietniu odbędzie się tournee po Europie części z muzyków występujących w filmie. W planie również Polska.
Podsumowując, film z pewnością nie wyczerpuje tematu, jedynie ślizga się po pewnych jego obszarach, w warstwie dokumentalnej jest więc być może dość ubogi. Mimo to, wydaje mi się, że jest rewelacyjnym kolażem wizualno-muzycznym na którego seansie można się spokojnie zatracić. Pozdrawiam pozdrawiam.