FILMOWE FAŁSZYWKI

Posted on 2011/01/17

5


Produkcje udające dokumenty, z angielska zręcznie określane mianem mockumentary, w minionym roku miały swój dobry czas: doczekaliśmy się dwóch udanych, skłaniających do refleksji zarówno nad poruszanymi przez nie tematami, jak nad samą naturą materii filmowej, której kreacyjny charakter mockumentary demaskują.

Wprowadzone na ekrany polskich kin przez Gutek Film i wyniesione przez prasę pod strzechy „Wyjście przez sklep z pamiątkami” najważniejszego z reprezentantów street artu, jakim jest Banksy, tyczy właśnie tej dziedzinie sztuki, w wyjątkowo zabawny  sposób dokumentując prace wielu jej przedstawicieli. Przede wszystkim jednak zadaje pytania o granice sztuki i zasady jej działania na rynku. Punktem wyjścia przypowieści o tym, jak kupczyć sztuką, jest historia niejakiego Terry’ego Guetty – wideomaniaka biegającego z kamerą za graficiarzami i ostatecznie samemu zabierającego się za puszkę z farbą. Właśnie ta postać budzi najwięcej „dokumentalnych” wątpliwości – Terry został najprawdopodobniej całkowicie wykreowany przez Banksy’ego, by dosadniej wyrazić myśl artysty.

We wrześniu za oceanem premiery doczekał się „I’m Still Here” – głośny film dokumentujący drogę ku rzekomemu upadkowi  aktora Joaquina Phoenixa, zrealizowany przez jego przyjaciela – Casey’a Afflecka. Obaj panowie przez ponad rok zabawiali się kosztem amerykańskich mediów, umiejętnie pozorując próbę porzucenia przez Phoenixa kariery aktorskiej dla hip-hopowej i życiowej degrengolady. Obraz mający na celu ukazanie manipulacyjnej natury mediów oraz wszechogarniających paranoi panujących w świecie gwiazd nie doczekał się na razie premiery u nas.

Mockumentary ma się w ostatnich latach wyjątkowo dobrze. Świetnym przykładem komediowej odmiany tego gatunku są filmy (i wcześniej telewizyjne skecze) Sachy Barona Cohena. Zarówno „Bruno” jak i „Borat” zdołały podbić serca ogromnej widowni i światowe box office. Kilka lat wcześniej sporo zamieszania narobił „Blair Witch Project” – horror bazujący na  pomyśle, że to co widzimy na ekranie wydarzyło się w rzeczywistości, a trójka filmowców-dokumentalistów  zniknęła bez wieści pozostawiając po sobie jedynie sprzęt i nagrania. Warto też wspomnieć o wyświetlanym kilka lat temu również na polskich ekranach kinowych świetnym „Roku diabła” w reżyserii Petra Zelenki – filmu kręconego w stylistyce dokumentu, opowiadającego fikcyjne historie autentycznych bohaterów, oscylujące głównie wokół postaci barda czeskiej piosenki Jaromira Nohavicy i jego (rzekomych?) zmagań z alkoholizmem.

Ta popularna ostatnio forma ma bogate tradycje. Chętnie sięgał po nią Woody Allen, zarówno w „Bierz forsę i w nogi” (1969), jak i w „Zeligu” (1983)  w wyjątkowo zabawny sposób bawił się tą konwencją. Również wcześniejszy „A Hard Day’s Night” z 1964 roku – film ukazujący kilka dni z życia The Beatles – jest idealnym przykładem wykorzystania formy dokumentu do przekonania widza, że upozorowane wydarzenia są całkowicie prawdziwe. Manipulacja jest zresztą starsza niż sam dokument, ale mówiąc o mockumentary spokojnie możemy cofnąć się do roku 1938, w którym to Orson Welles, nota bene filmowiec, dopuścił się podobnej mistyfikacji, prezentując na antenie radiowej słuchowisko „Wojna światów”, oparte na powieści H.G. Wellsa, wywołując prawdziwą panikę wśród wielu słuchaczy przekonanych o ataku Marsjan na Ziemię. Wszyscy lubimy się czasem dać nabrać, bo za sprawnie zainscenizowaną mistyfikacją zawsze idzie trochę zabawy, trochę refleksji i trochę prawdy.

by: Grzegorz Kruk 2011

Posted in: Film, Grzegorz Kruk