TELEDORY: WSPÓŁCZESNE POTWORY

Posted on 2012/07/25

0


Za motto teledysku do „Kids” MGMT służy, podany tutaj za Markiem Twainem, cytat z Nietzschego: He who fights with monsters might take care lest he thereby become a monster and if yoy gaze for long into abyss the abyss gazes also into you. Dziś brzmi on szczególnie aktualnie. Czy nie jest bowiem tak, że muzycy MGMT zbyt długo przypatrywali się otchłani i sami zamienili się w potwory?

Grupa założona przez Andrew VanWyngardena i Bena Goldwassera zaistniała dzięki wydanej w 2008 roku płycie Oracular Spectacular. Debiutancki krążek grupy (wcześniej wydawali jako The Manegement) znajduje się dziś w czołówkach większości rankingów najlepszych płyt ostatniej dekady. Zupełnie zasłużenie – roiło się na nim od chwytliwych melodii i znakomitych kompozycji z pokoleniowymi hymnami „Time to Pretend” i „Kids” na czele. VanWyngarden śpiewał o weekendowych wojnach, marnotrawieniu czasu i ogólnym zluzowaniu na długo zanim stało się to standardem wśród młodych zespołów (weźmy choćby „Waste” Foster the People z chwytliwym refrenem: And every day you want to waste, you can). MGMT z miejsca pokochali wszyscy, w tym Paul McCartney, który nie szczędził słów pochwały dla młodych muzyków i zaproponował Goldwasserowi oraz VanWyngardenowi supportowanie swoich koncertów. Propozycję ze strony byłego Beatlesa uznano za symboliczne namaszczenie muzyków na następców czwórki z Liverpoolu. MGMT istotnie swoją przebojowością mogli budzić skojarzenia z Beatlesami, sami zresztą przyznawali się do inspiracji psychodelicznym okresem The Fab Four.

Długo oczekiwana druga płyta zespołu o przewrotnym tytule Congratulations ukazała się w 2010 i przyniosła diametralną zmianę wizerunku. Zespół w dobie Oracular Spectacular czerpał inspiracje głównie z estetyki amerykańskiej kontrkulutry. W teledyskach do „Time to Pretend” i „Electric Feel” VanWyngarden i Goldwasser występowali jako mistyczni wojownicy, szamani upojeni muzyką. W klipie do „Kids” po raz pierwszy uwidoczniła się ich skłonność do groteski, która w pełni rozwinie się przy okazji drugiej płyty. Późne dzieło zespołu – muzycy nie śpieszyli się z nakręceniem teledysku do swojego największego przeboju – to jednocześnie ich najdojrzalsze osiągnięcie z okresu Oracular Spectacular. Na Congratulations muzycy porzucili hippisowski entourage, co nie znaczy wcale, że pożegnali się z psychodelą. Wręcz przeciwnie, czego dowodem są dzieła tak ekstrawaganckie i niepokojące jak teledysk do „Flash Delirium”.

Powroty bywają trudne. Nie każdy ma tyle szczęścia, co bohaterowie „Flash Delirium”. Za progiem czeka na nich komitet powitalny, między nogami plączą się balony i konfetti, przygotowano nawet tort z podobizną jednego z nich. A mimo to ta sielanka zmienia się w koszmar. To nie pierwszy raz, gdy powrót dawno niewidzianego domownika staje się przyczynkiem do katastrofy. Niedoszły samobójca Frank z „Małej Miss” Jonathana Daytona, Valerie Faris jest otoczony szczególną uwagą ze strony swojej rodziny. Część z nich robi wszystko, aby nie poruszać drażliwego tematu, inni wręcz przeciwnie. Na pytanie rezolutnej Olive o opatrunki na rękach bohater bez ogródek odpowiada, że podciął sobie żyły, co staje się początkiem lawiny długo ukrywanych żali i niesnasek. W przypadku bohatera „Flesh Delirium” możemy się domyślać, że powodem jego nieobecności również była próba samobójcza. I w tym przypadku symboliczne odsłonięcie ran staje się przyczynkiem do rozróby.

Opatrunek na szyi bohatera przyciąga wzrok od samego początku. Gdy Ben w przypływie euforii zrywa go, naszym oczom ukazują się karykaturalne usta wyrastające z szyi. Dla tych, którzy czytali „Black Hole” Charlesa Burnsa będzie to znajomy widok. Nie będą zszokowani również ci, którzy znają wczesne dokonania Davida Lyncha z „Głową do wycierania” na czele. Oślizgłe stworzenie, które jeden z biesiadników wyrywa z „ust” bohatera przypomina prymitywną istotę z debiutanckiego filmu Lyncha.

W jednej chwili ospałe przyjęcie zamienia się w scenerię rodem z sennego koszmaru. Sufit się sypie, żyrandol trzęsie się w posadach, a gdy na środek parkietu wjeżdża tajemnicza maszyna, przypominająca inkubator, orientujemy się, że to nie może skończyć się dobrze. Co to wszystko znaczy? VanWyngarden w zwiastunie teledysku, próbuje nas nakierować na pewien trop. Kto zna na wylot pisma Freuda i Junga w mig się we wszystkim zorientuje.

Wszystko to sen i tylko sen, pełen lęków i obsesji. Można go rozumieć jako wyobrażenie sytuacji, w jakiej znaleźli się muzycy w przededniu wydania drugiej płyty, jakże innej od debiutu. Psychodeliczność Oracular Spectacular nie wychodziła poza kontrkulturowe inspiracje, na Congratulations Goldwasser i VanWyngarden poszli o krok dalej w stronę sennych koszmarów i tego, co w człowieku kryje się za murem świadomości. To, co bohater chowa się opatrunkiem symbolizuje ukryte. To mogłoby być wszystko, muzycy zdecydowali się jednak nadać mu kształt oślizgłego stworzenia przypominającego gigerowskiego facehuggera, co samo w sobie wywołuje freudowskie skojarzenia. Reakcja otoczenia jest natychmiastowa – potworek zostaje wydarty z wnętrza bohatera. Czyżby to oznaczało oczyszczenie, upragniony powrót do niewinności z Oracular Spectacular? Z happy endem trzeba będzie chyba poczekać, bo potworek zostaje umieszczony w inkubatorze i wszystko wskazuje na to, że w finale wyłania się z niego w nowej formie. Jakiej? O tym najpewniej przekonamy się przy okazji nowej płyty zespołu. MGMT to w końcu zespół, który lubi sprawiać słuchaczom niespodzianki. Niekoniecznie miłe.

by: Łukasz Gręda 2012