7 x ROTTERDAM

Posted on 2017/02/09

0


Kilka dni temu zakończyło się największe holenderskie święto kina, czyli Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Rotterdamie. Dziś, kiedy tuż za naszą zachodnią granicą rusza 67. już Berlinale, gdzie przenoszą się oczy filmowego świata, przypominamy kilka najważniejszych obrazów z Rotterdamu. Festiwal zwyciężył indyjski film „Sexy Durga” (reż. Sanal Kumar Sasidharan), a co najbardziej podobało się Lechowi Molińskiemu? Poniżej lista jego ulubionych filmów tegorocznej edycji.

7. „Antonio um Dois Tres”, reż. Leonardo Mouramateus, 95′, Portugalia/Brazylia 2017

Film niskobudżetowy (i to bardzo), zrealizowany z pasji i potrzeby opowiadania historii. Choć szczerość intencji nie uwolniła debiutu Mouramateusa od rozbuchanych pretensji, ciasne uliczki Lizbony, naturalni młodzi aktorzy i ich emocje, potrafią zatrzymać widza przy ekranie. Próbujący sił w kinie skrajnie autorskim reżyser niepotrzebnie wplata jednak do filmowego świata „Białe noce” Dostojewskiego. Owocem spiętrzenia narracji staje się nadmuchanie historii aspiracjami stworzenia „Wielkiego Dzieła”.  Nie przesłania to jednak faktu, iż Mouramateus i jego ekipa wyśmienicie czują się w mumblecore’owej stylistyce, emanując naturalizmem i swobodą. Dla tych fragmentów warto spotkać się z Antoniem i poznać perypetie tego portugalskiego studenta, który – identycznie jak bohater świetnego filmu „Oh, Boy” – pobiera od ojca pieniądze na studia, mimo że dawno nie uczęszcza na uniwersyteckie zajęcia.

6. „A Brief Excursion”, reż. Igor Bezinović, 75′, Chorwacja 2017

Adaptacja pochodzącej sprzed pół wieku książki jest portretem pokolenia trzydziestolatków z byłej Jugosławii. W swoim życiowym zagubieniu i odwlekaniu przyjęcia klasycznych ról społecznych, dorastający w realiach niedawnej wojny domowej młodzi Chorwaci, okazują się zaskakująco bliscy swoim zachodnioeuropejskim kolegom. Po barwnej sekwencji otwierającej, ukazującej plenerowy festiwal muzyczny, Bezinović zaczyna operować symboliką, przeistaczając opowieść w metaforyczny obraz ulotności ludzkich relacji. Całość pozostaje spójna i dowcipna, a w bonusie widz dostaje obserwację powojennego krajobrazu chorwackiej prowincji.

5. „Serce miłości”, reż. Łukasz Ronduda, 78′, Polska 2017

Nowy film Łukasza Rondudy, którego światowa premiera odbyła się na MFF w Rotterdamie, korzysta z doświadczeń Wojciecha Bąkowskiego i Zuzanny Bartoszek – interesujących artystów i jednej z najciekawszych par współczesnego świata sztuki. Do realizacji swojego planu reżyser wzorcowo dobrał odtwórców głównych ról, odpowiednio: Jacka Poniedziałka i Justynę Wasilewską, fizycznie upodobnionych do granych pierwowzorów. Ronduda, portretując dwoje artystów, skoncentrowanych na sobie, ale próbujących tworzyć udany związek, porusza się się z gracją i wyczuciem. W rezultacie otrzymujemy frapujący portret relacji ludzi sztuki: mentora i czerpiącej zeń garściami aspirantki; mistrza i uczennicy; duetu wzajemnie się inspirującego i „wypożyczającego” motywy twórcze. Kameralne kino nie tylko o miłości i nie tylko o sztuce.

4. „Suffering of Ninko”, reż. Niwatsukino Norihiro, 70′, Japonia 2016

Z pomocą crowdfundingu świat mógł ujrzeć debiut Niwatsukino Norihiro. Ten zdolny animator wplótł swoje podstawowe środki wyrazu w pełnometrażową fabułę o buddyjskim mnichu, który nie potrafi pohamować pożądania. Szybko okazuje się, że ochoty na amory z tytułowym Ninko nabierają całe zastępy, nie tylko pań, ale również panów. Błyskotliwy pastisz japońskiej erotyki, nawiązujący do dawnego kina sexploitation i czerpiący z bogactwa stylów animacji, do samego finału bawi i angażuje widza, choć stawia raczej na humor i zgrywę niż na poważniejszą refleksję, pamiętając przy tym o czytelności przekazu dla międzynarodowej widowni. Choć w trakcie seansu nietrudno dostrzec produkcyjne niedostatki, nie przekreślają one przyjemności płynącej z obcowania z barwnym życiem mnicha Ninko.

3. „Porto”, reż. Gabe Klinger, 76′, Portugalia/Francja/USA 2016

Dość nieoczekiwanie najnowsze dokonanie filmowego erudyty Gabe’a Klingera (w przeszłości programera MFF w Rotterdamie, a także twórcy „Double Play: Richard Linklater & James Benning”) stało się epitafium dla utalentowanego amerykańskiego aktora Antona Yelchina. Klinger wziął kliszę spacerowego kina z dwojgiem nieznajomych przeżywających wzajemną fascynację w barwnych sceneriach miejskich i zdarł z niej wszelki lukier. Film zachęca do eksplorowania wąskich uliczek i kameralnych restauracji tytułowego miasta, ale przede wszystkim wzbudza uznanie zachwianiem linearności i przeplataniem perspektyw narracyjnych, co pozwala na ukazanie romansu bohaterów w świeżej formie. Klinger stworzył swoisty list miłosny do wielbionego przez siebie portugalskiego kina, sekundowali mu Yelchin i zmysłowa Lucie Lucas, a także guru niezależnego kina Jim Jarmusch, producent wykonawczy „Porto”. Warto obejrzeć dla magnetycznej sceny erotycznej i nie tylko.

2. „Moonlight”, reż. Barry Jenkins, 111′, USA 2016

Cieszy, że groźnym kandydatem do ziszczenia proroctw analityków poczynań Amerykańskiej Akademii Filmowej o tym, że tegoroczne Oscary będą bardzo „czarne”, jest wyśmienite kino Barry’ego Jenkinsa. W debiutanckim „Medicine for Melancholy” reżyser pokazywał dwie odmienne strategie życiowe członków afroamerykańskiej społeczności. Obwinianie białych o wyzysk kontrastował z wtopieniem się w szeregi klasy średniej. W głośnym „Moonlight” pokazuje losy czarnoskórego chłopaka z patologicznej rodziny z ubogiej dzielnicy. Narracje snuje z niesłychaną wrażliwością, przygotowując widza na najważniejsze. Kulminacyjnym punktem filmu stają się zmagania głównego bohatera z własną tożsamością seksualną, wzmocnione pokazaniem wpływu otoczenia i pojedynczych zdarzeń na dalsze losy. Prawdziwy majstersztyk.

1. „La Reconquista”, reż. Jonas Trueba, 108′, Hiszpania 2016

Jonas Trueba nie tylko przesiąkł filmowym talentem ojca Fernanda Trueby („Belle Epoque”, „Chico i Rita”), ale bez wątpienia obejrzał ze zrozumieniem „Przed wschodem słońca” Richarda Linklatera. Najświeższy efekt pracy umysłu hiszpańskiego portrecisty swego pokolenia ukazuje spotkanie po latach Manuela i Olmo, którzy byli parą w wieku 15 lat. Żarliwe uczucie zostało uwiecznione w listach, które bohaterka zachowała przez lata i jeden z nich wręcza na spotkaniu po upływie półtorej dekady. Trueba połączył swoją własną miłość do Madrytu, którą czuć od początku drogi twórczej z umiejętnością wnikania w myśli dzisiejszych trzydziestolatków oraz zdolności ukazania nostalgii za minionymi czasami niewinności, naiwności i wielkich emocji.

by: Lech Moliński 2017